niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 6

Piszcie, czy Wam się podoba.
Komentujcie :)))
Mam nadzieję, że w końcu ktoś coś napiszę...
Dziękuję Candince za każdy komentarz ;*
 Przy okazji wpadnijcie też na jej bloga http://candice-returns.blogspot.com/

Spałam. Przez cały czas, przed oczami miałam obrazy z wypadku. Wszystko co wydarzyło się w ostatnim czasie, zmieściło się w tym jednym, krótkim, tak mi się wydawało, śnie. Myśli przeskakiwały jedne za drugimi. Przeżywałam wszystko od nowa. Widziałam swoich rodziców. Widziałam jak ich zabijał. Rozszarpał moich rodziców. Potem zauważyłam siedzącą w koncie, moją małą płaczącą i przytulającą swojego ukochanego króliczka do siebie, siostrzyczkę. Tak strasznie płakała... Nie nie mogę... Ten widok był tak przerażający, że nie mogę tego określić. Krzyczałam, ale nie mogłam nic zrobić. Ona tak strasznie płakała i tuliła tego małego, niebieskiego, pluszowego misiaczka. Nie mogłam tego wytrzymać! W kółko to samo. Krzyczałam i próbowałam im pomóc. Do oczu cisnęły mi się łzy, które wypływały strumieniami. Wolałam umrzeć, niż wciąż to oglądać. Najgorszy widok, którego nie zapomnę do końca życia. 

W końcu otworzyłam oczy. Widok, który zobaczyłam był tak piękny i upragniony, że nie mogłam powstrzymać płaczu. Mimo tego, że był to szpital. Szary, zapełniony chorymi szpital, to było to dla mnie najpiękniejsze miejsce na świecie. Wreszcie wróciłam z tamtego świata. Skończył się ten sen. Zobaczyłam babcię, która trzyma mnie za rękę i śpi, trzymając głowę na moim brzuchu. Zaczęłam płakać coraz głośniej. Nie chciałam jej obudzić, ale mój szloch stał się tak głośny, że w końcu przerażona podniosła głowę.
- Pola !? - krzyknęła widząc mnie zalaną łzami - Co się stało ?
- Nic babciu, nic... - powiedziałam zaczynając łkać coraz bardziej
- Dziecko, powiedz co się dzieje ? Byłaś w śpiączce prawie pół roku... - na te słowa rozpłakałam się jeszcze bardziej, a babcia zaczęła płakać ze mną. 
Obejmując ją za szyję, przytuliłam do siebie i ucałowałam w czoło
- Kocham Cię babciu, wiesz ? Tak bardzo mocno Cię kocham... 
Płakałyśmy obie jeszcze przez kilka minut, gdy wreszcie nasz płacz przerwała pielęgniarka, a potem konsylium doktorów, wbiegających i przecierających oczy ze zdziwienia. Miałam nie przeżyć, a jednak udało się. 
- Miałaś wiele szczęścia Polu. - powiedział jeden z doktorów, szczerze się do mnie uśmiechając 
- Ale jest jeden problem... - dopowiedział drugi, ale tym razem nikt się nie roześmiał. Wszyscy przybrali ponure miny. Poczułam dreszcz i patrząc na spoglądających na mnie z grobowymi minami doktorów, wydusiłam z siebie.
- Co ?
- Polu, twój stan był naprawdę ciężki. Twoje kości, twój kręgosłup... Prawie każda kość była złamana... Nie miałaś szans na przeżycie, a jednak żyjesz... - kręcił jeden z doktorów, przewracając oczami po całej sali
- Nie będziesz mogła chodzić... - dopowiedział drugi
Moje oczy zrobiły się wielkie jak arbuzy. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Spróbowałam poruszyć jedną z nóg i nic. Potem drugą. Moje wysiłki schodziły na marne. Zacisnęłam zęby i ze wszystkich sił starałam się unieść swoje nogi w powietrze.
- Polu to nic nie da... - powiedziała, zwracając się w moją stronę ze łzami w oczach babcia - Przepraszam...- znowu rozpłakała się, patrząc mi prosto w oczy.
- To może my zostawimy Was same - powiedział jeden z doktorów, po czym obydwoje wyszli z sali, zamykając za sobą drzwi.
- Nie płacz babciu, słyszysz ? - powiedziałam ocierając ręką łzę z oczu babci - To nie twoja wina, rozumiesz ? - Przytuliłam babcię znowu do siebie - To nie Twoja wina - powiedziałam szeptem
Babcia nie mogła powstrzymać swoich łez. Z reszta ja też. W końcu udało nam się uspokoić. 
- Babciu, poradzimy sobie, wiesz ? Nie z takimi rzeczami sobie radziliśmy, nie prawda ? Przecież żyję - próbowałam udawać uśmiech. Babcia otarła z oczu łzy. Mój wzrok przykuł stolik znajdujący się za plecami babci, a właściwie to co na nim stało. Znajdowało się na nim pełno kwiatów. Jeden bukiet obok drugiego. Kwiaty każdego rodzaju. Były takie piękne.
- Skąd to ? - spytałam wskazując na kwiaty i uśmiechając się. 
Babcia odwróciła się i podała mi jeden z bukietów. Wzięłam je do ręki. Były takie piękne. Nie mogłam powstrzymać się, aby je powąchać. Pachniały równie pięknie, jak wyglądały. W tym zapachu było zawarte wspomnienie wszystkich wakacji na wsi. Ten piękny, wyrazisty zapach. 
- Jakie piękne...
- To od Wojtka - powiedziała uśmiechając się babcia
- Od Wojtka ?
- Tak od Wojtka. Przychodzi tutaj codziennie i przynosi kwiaty. - powiedziała po czym spuściła wzrok na ziemię - Chyba czuje się winny. 
Wtedy przypomniałam sobie coś jak przez mgłę.
- Tak on tu był. Trzymał mnie za rękę i coś mówił... - tyle pamiętałam - Ale zaraz on cos mówił, ale co ? On...
- Dzień Dobry - usłyszałam znajomy głos i obydwie z babcią spojrzałyśmy w stronę drzwi

2 komentarze:

  1. Ojejku... Już kocham Wojtka. Popłakałam się, wiesz? Jak mogłeś? Nie wiem jak inni, ale ja nadal mam nadzieję, że w jakiś magiczny sposób Pola znów będzie mogła chodzić i wszystko będzie okay. Kocham twoje opowiadanie za to, że jest w nim tyle emocji i że dzięki niemu uśmiecham się przez łzy, na prawdę tego mi było trzeba ;''

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny rozdział. I znowu dużo emocji. Te pozytywne górą:) I tyle czułości w tych słowach, choć tak bardzo neutralnych... kocham taką atmosferę :) i wiem, że w kolejnych rozdziałach ona też będzie :)
    Dzięki za takie piękne opowiadanie:)

    OdpowiedzUsuń