wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 4


Następnego dnia jakoś łatwiej było mi wstać. Wyłączyłam budzik. Leżałam jeszcze przez chwile patrząc w sufit. Podniosłam się powoli i usiadłam. Spojrzałam na rękę. Wczorajsza rozmowa z babcią wiele mi dała do myślenia. Jestem teraz jakby ofiarą przeznaczenia, która jest odpowiedzialna, by dobrze wykorzystać powierzony sobie dar.  Jeżeli moi rodzice, moja siostra, musieli dla niego zginąć, nie mogę się poddawać, muszę walczyć dla nich i za nich... No właśnie, za nich, bo przecież obiecałam sobie, że ich pomszczę.  Obiecałam i słowa dotrzymam. Wstałam więc, pobudzona tą myślą, jak zwykle pierwsze zsuwając prawą nogę z łóżka, by nie wstać lewą. Pobiegłam do łazienki, bo własnie zdałam sobie sprawę, że zostało mi już tylko 15 minut do odjazdu autobusu. Energicznie otworzyłam szafę i założyłam pierwszą rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy. Moją wybranką została jasnoróżowa, krótka sukienka, do której założyłam dżinsową kurtkę i czerwone trampki. Wyglądałam trochę dziwnie, ale co tam, jakoś nie zależy mi teraz na wyglądzie. Wbiegłam jeszcze raz do łazienki, poprawiłam włosy, nałożyłam na szczoteczkę pastę i zaczęłam szybko szorować zęby. Przepłukałam usta, przemyłam jeszcze raz twarz i rzuciłam się w pogoń za poszukiwaniem jakiejś torebki, do której wsadziłabym książki. Wyjęłam swoją ulubioną, brązową torebkę od mamy, tak na szczęście, które zapewne przyda mi się w pierwszy dzień szkoły. Wrzuciłam do niej książki. Ostatni raz podbiegłam do lustra, sprawdziłam nienaganność fryzury, nałożyłam błyszczyk, chwyciłam za torebkę i zbiegłam na dół. Przebiegając przez kuchnie, chwyciłam woreczek z kanapkami, pocałowałam babcię i dziadka w policzek, mówiąc "Pa" i wybiegłam z domu, potykając się o próg. Na szczęście w porę udało mi się złapać równowagę. Usłyszałam dźwięk zamykającej się furtki, dobiegający z domu obok. To Wojtek - pomyślałam i wybiegłam na ulicę, zamykając za sobą furtkę.
- Stój !!! Zaczekaj chwilę ! - krzyknęłam biegnąc w stronę chłopca. Stanął i patrzył na mnie jak zamurowany.
- Cześć. - powiedziałam do chłopca, który patrzył na mnie, nie ruszając się nawet o krok z miejsca !?!
- Cześć - odpowiedział nieśmiało blondyn, poprawiając przy tym okulary. Staliśmy chwile i patrzyliśmy się na siebie, poczułam się trochę niezręcznie, stojąc tak, nic nie mówiąc i starając się powstrzymać zadyszkę, po biegu. Wojtek zrobił się cały czerwony. Popatrzyłam na jego nogi, którymi ze wszystkich sił starł się poruszyć i zdałam sobie sprawę, że zrobiłam coś głupiego. Teraz ja zrobiłam się cała czerwona. Krzyknęłam "stój", a chłopak zatrzymał się od razu i nie mógł się ruszyć. Jaka ja jestem głupia...
- No to chodźmy - powiedziałam, a chłopak  z uśmiechem i jednocześnie zdziwieniem, poruszył nogami. Schylił się i pomasował kolana. Był zdziwiony tym co się stało, jeszcze bardziej niż ja. Babcia dobrze mówił, że to dar, ale i przekleństwo.
- Widziałaś ? - spytał
- Co ? - odpowiedziałam udając, że nie zauważyłam nic dziwnego.
- Nie ważne...
- Idziesz ? - spytałam spoglądając w jego niebieskie oczy, ukryte za okularami.
- Nooo... - odpowiedział jakby trochę speszony.
- Mieszkasz po sąsiedzku ? - zagadałam
- Wygląda na to, że tak. - uśmiechnął się. - a ty jesteś tutaj chyba nowa, mieszkasz u dziadków ?
- No tak, wiesz rodzice wyjechali, wzięli młodszą siostrę ze sobą. Ja też chciałam jechać, ale rodzice uparli się, że mam szkołę i w ogóle. Nie pozwolili mi zostać w domu, tylko przywieźli mnie tu do babci.
- Ale dziadków masz przynajmniej fajnych...- powiedział uśmiechając się delikatnie - Ja chyba nie dał bym rady teraz tak pójść do innej szkoły. Poznać nowych ludzi, nauczycieli, a opuścić starych. Najchętniej, to w ogóle bym nie szedł do tej szkoły i nie spotykał tych wszystkich ludzi. Ale trudno, obowiązek, to obowiązek...  - powiedział, robiąc smutną minę - A co tam u ciebie ? Trochę się zmieniłaś od kiedy cię ostatnio widziałem. Na początku w ogóle nie mogłem cię poznać.
- U mnie nic nowego, jak zwykle. Przeprowadziłam się tak jak już mówiłam, a tak to chyba nic ciekawego. Szczerze, to muszę ci przyznać, że ja w ogóle cię nie pamiętałam. - powiedziałam kierując swój wzrok na ziemię - Znaczy wydawałeś mi się znajomy, ale tak jakoś nie mogłam sobie przypomnieć. Zmieniłeś się nie do poznania, chociaż jest w Tobie to coś, co na zawsze utkwiło mi w pamięci... - powiedziałam i zobaczyłam zaciekawienie i wyskakujący rumieniec na twarzy chłopca - ... te twoje niebieskie oczy. - teraz i ja się zaczerwieniłam - Dopiero jak zobaczyłam cię przez okno, to coś skojarzyłam i babcia mi powiedziała, że to ty. 
- Nie dziwie się tobie, sam bym nie chciał siebie pamiętać. - powiedział, trochę się krzywiąc
- Ejjjjj... - szturchnęłam go lekko w ramię - Nie łap mnie za słowa. Nie o to mi chodziło. Mam krótką pamięć i tyle.
- Tak, tak oczywiście... - odparł marszcząc dolną wargę
- Jak tak, to się obrażę - odpowiedziałam zakładając rękę na rękę i przyśpieszając kroku
- Żartowałem przecież - powiedział śmiejąc się, a ja dalej udawałam obrażoną - Przepraszam, nie obrażaj się - powiedział teraz z błagalną miną
- Nie obraziłam się - odpowiedziałam uśmiechając się widząc jego smutną minę - Przecież wiesz, że nie mogła bym o Tobie zapomnieć. Chętnie wróciłabym do tamtych czasów, gdy bawiliśmy się razem.
- Taa... ja też - powiedział wzdychając.
- Autobus ! - krzyknęłam widząc nadjeżdżający do widocznego na horyzoncie przystanku, Autosan.
Obydwoje ruszyliśmy ile tylko sił w nogach, aby autobus nam nie odjechał. Na szczęście nie byliśmy jedynymi osobami czekającymi na jego odjazd, dlatego koledzy Wojtka poprosili kierowcę, aby chwilę na niego poczekał. Zadyszani wbiegliśmy do autobusu. Miałam cichą nadzieję, że Wojtek usiądzie ze mną. On jednak poszedł do kolegów i zajął ostatnie miejsce na samym tyle autobusu. Zostałam sama. Wszyscy mierzyli mnie swoim wzrokiem, a ja ich ponure miny, starałam się odwdzięczyć uśmiechem. Przemierzyłam pół autobusu i wreszcie znalazłam dwa puste siedzenia. Usiadłam i położyłam obok torebkę. Oparłam się o siedzenie i patrzyłam na przemijające za oknem obrazy. Słyszałam Wojtka rozmawiającego i śmiejącego się z tyłu z kolegami. Było mi strasznie smutną będąc samej.
Autobus wreszcie dojechał na miejsce. Wysiedliśmy i poszliśmy do miejsca w którym przez następne 10 miesięcy miałam spędzać większą część dnia. Za Wojtkiem i jego kolegami udałam się do naszej szatni. Przebrałam się i poszłam do klasy. Zadzwonił dzwonek i wkrótce zaczęła się pierwsza lekcja.
Przez cały dzień nie działo się nic ciekawego. Na lekcjach omawialiśmy kryteria oceniania. Przez kilka lekcji i przerw, które w większości niezauważona, spędziłam sama, zdążyłam zauważyć, że moja klasa jest bardzo zgrana. Wszyscy się ze sobą dobrze dogadują, choć są małe wyjątki. Żartują z nauczycielami, śmieją się. Na przerwach siedzą wszyscy razem i wygłupiają się. Już na pierwszej godzinie z wychowawcą padła propozycja wycieczki klasowej. Moja klasa z Krakowa też była świetna, ale ta tutaj wydawała się wręcz idealna. Nie pasowałam do nich. Chociaż starałam się nie pokazywać swojego smutku po utracie rodziców i robić dobre wrażenie, to będąc sama, wciąż myślałam o nich. Wszystko mi ich przypominało. Nawet sama szkoła. No i jeszcze okłamałam swoich kolegów i nauczycielkę, mówiąc że moi rodzice wyjechali. Teraz będę musiała ciągnąć to dalej, albo powiedzieć prawdę i czekać na ich reakcję na moje kłamstwo. Na dodatek pod koniec ostatniej lekcji strasznie zaczęła boleć mnie głowa. Przez cały dzień prawie nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Zamieniłam, dosłownie, kilka słów.
W końcu nadeszło wybawienie. Strasznie ciągnąca się ostatnia lekcja, wreszcie została przerwana przez dzwonek. Wszyscy pobiegli do szatni. Ubrałam buty i poszłam w stronę wyjścia. Koło naszej szkoły biegła dosyć spokojna droga, przy której stał przystanek. Zamknęłam za sobą drzwi i założyłam słuchawki na uszy. Puściłam swoją ulubioną piosenkę i pogłośniłam muzykę najgłośniej jak się dało. Przez dzisiejszy dzień, towarzyszył mi tylko ten odtwarzacz, dzięki któremu jakoś udało mi się dotrwać do końca. Dochodząc do przystanku na którym stał Wojtek i cała jego paczka, poczułam niemiłosiernie silny ból głowy. Zdawało się, że ból rozsadzi mi zaraz całą czaszkę. Zrzuciłam słuchawki z uszu i zachwiałam się na bok, prawie upadając. Usłyszałam tylko krzyk : Uważaj ! I jak przez mgłę Wojtka biegnącego w moją stronę. Nagle usłyszałam warkot silnika i jeszcze większy ból, który sparaliżował całe moje ciało. Poczułam ogromną siłę, która odrzuciła mnie daleko powodując nieopisany ból. W kilka sekund, które dla mnie trwały wieczność, wzleciałam w górę niesiona siła uderzenia i spadłam na asfalt, kilka metrów dalej. Ból był tak rozległy, że zaraz zemdlałam. Zobaczyłam tylko kałużę krwi i krzyczącego coś przez łzy Wojtka.


2 komentarze:

  1. Wow! - to na początek. Najpierw pozwolisz, że skomentuję tę ich rozmowę. Wydała mi się taka słodka. I powiem Ci, że Wojtek mnie trochę rozczarował, że nie usiadł z Polą, jak on mógł?! No nic, twoja historia. Na szczęście pod koniec trochę odpokutował. Tak się przejął tym 'wypadkiem' i muszę przyznać: zakończenie dość dobitne. Trochę takich niedopowiedzeń, które wprowadzają zamęt, ale to nadaje takiego szczególnego nastroju całemu zdarzeniu. Jestem bardzo ciekawa co się dalej wydarzy. Oczywiście również skomentuję bardzo wylewnie, jak to mam w zwyczaju, chyba, że masz coś przeciwko ;] Czekam na następny ;**
    Życzę weny,
    Candice ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowity,wspaniały,fantastyczny rozdział ! Jestem ciekawa co będzie dalej :DD Pisz,pisz ;))))

    OdpowiedzUsuń