poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 1



Zacznijmy wszystko od początku. Mam na imię Pola. Zawsze byłam inna, ale właśnie za tą „inność” wszyscy mnie lubili. Podobno byłam bardzo sympatycznym dzieckiem. Dzieciństwo wspominam bardzo ciepło. Pamiętam zabawy ze starszym bratem, chowanie się przed rodzicami gdy nabroiliśmy, bieganie z kolegami z podwórka, ale najbardziej w pamięci utkwiły mi wspólne wyjazdy do dziadków na wieś, które uwielbiałam. Rodzice mimo, że bardzo zapracowani, starali się jak najwięcej czasu poświęcać dla nas. Mimo napiętego harmonogramu, często razem wyjeżdżaliśmy. Każdego wieczoru,  gdy z powodu dręczących mnie koszmarów, nie mogłam zasnąć, mama przytulała mnie mocno do siebie i nawet największy strach szybko przemijał, odstraszony miłością jaką mnie darzyła.
Dzieciństwo było tak piękne. Zbyt piękne, więc by nie było za dobrze musiała zacząć się szkoła. Najbardziej - chyba jak każdemu - w pamięci utkwił mi pierwszy dzień szkoły. Mama, jak zwykle nie mając czasu, by wstać wcześniej, zaspała. Ja za to, nie mogąc się doczekać tego przełomowego dla mojego dzieciństwa wydarzenia, nie spałam całą noc. Stanęłam przed łóżkiem mamy i patrzyłam na nią. Wydawała mi się taka piękna. Była dla mnie ideałem kobiety. Podniosłam kołdrę, położyłam się i podsunęłam bliżej niej, aby przytulić ją ostatni raz, zanim wejdę w "świat szkoły". Ona zamruczała tylko coś pod nosem i objęła mnie ręką. W końcu otworzyła oczy i popatrzyła na mnie, wpatrującą się w nią swoimi wielkimi niebieskimi oczami. Uśmiechnęła się do mnie i przytuliła mocno do siebie, dając całusa w czoło. Nagle i oczy mamy, stały się nienaturalnie wielkie:
- Która godzina ? - spytała zdenerwowanym głosem i popatrzyła na zegar.
Wybiegła z łóżka, jakby to, nagle zaczęło się palić. Wbiegła do toalety, potem z niej wybiegła, otworzyła szafę i z powrotem odwiedziła toaletę i tak kilka razy. Aż w końcu, poprawiając ostatni raz fryzurę, podbiegła do łóżka, wzięła mnie na ręce i pobiegła do mojego pokoju. W zawrotnym tempie ubrała mnie w ubrania, które na szczęście przygotowała poprzedniego wieczoru. Zbiegłyśmy na dół, gdzie spotkaliśmy tatę i brata, którzy jak gdyby nigdy nic, jedli śniadanie.
- Czemu mnie nie obudziłeś ? - krzyk i wyraz twarzy mamy, dokonywały natarcia na tatę
- Tak ładnie spałaś, nie miałem serca Cię budzić Kochanie - powiedział uśmiechając się tata
- Lepiej wytrzyj ten dżem z twarzy - powiedziała biorąc kanapkę z talerza - Zjesz w samochodzie - skierowała teraz w moją stronę.
Podeszła do blatu, wzięła kluczyki, ucałowała brata w policzek. Z groźną miną, która przerodziła się w uśmiech, ucałowała tatę. Obydwie wybiegłyśmy z domu. Mama jeździła jak pirat drogowy, ale wtedy jeszcze mocniej wciskała pedał gazu. Dojechałyśmy na miejsce. Wybiegła z samochodu, otworzyła drzwi, chwyciła mnie za rękę i ciągnąc za nią, wbiegła na korytarz przedszkola równo z dzwonkiem. Energicznie szarpnęła za klamkę i nagle cały wydobywający się ze środka sali jazgot, ucichł. Wszyscy patrzyli w moją stronę, jak gdyby po raz pierwszy zobaczyli człowieka. Jednak nie wiele udało im się zobaczyć, bo ja schowana za spódnicą mamy, nie miałam zamiaru wyjść. Jednak w końcu za namową nauczycielki i mamy, odważyłam się i okazało się nie być wcale tak źle, jak z początku się wydawało, a po paru godzinach, nie mogłam rozstać się z nowo poznanymi koleżankami.
Mijały lata, brat wkrótce wyjechał studiować, a na świat przyszła młodsza siostra, Zuzia. Chociaż przestałam być najmłodszą córeczką i rodzice zaczęli poświęcać mi coraz mniej uwagi, była taka kochana i słodka, że wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, miałam więcej swobody. Lubiłam zostawać z nią, gdy tylko miałam na to czas. Gdy ją nosiłam, przytulała mnie i czułam dziwne uczucie, którego wyrażenie słowami, szybciej przychodziło młodszej siostrze. Jej słodkie i szczere wypowiedziane „Kocham Cię”, nie dało się nie odwzajemnić. Miała takie wielkie i piękne brązowe oczy, i jasnobrązowe kręcone włosy. I te różowiutkie policzki. Rosła tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy skończyła trzy latka, a ja w końcu wkroczyłam w najgorszy dla każdego człowieka okres, dojrzewanie. Dla mnie jednak nie był on taki zły. Podobno zmieniłam się trochę, ale na szczęście na dobre. Nadal miałam niebieskie oczy i kręcone blond włosy, których wcześniej nienawidziłam. Zawsze chciałam je obciąć, albo przefarbować, bo brat często nabijał się ze mnie, że jestem pustą blondynką. Nie chciałam być tak postrzegana. Teraz zaczęłam postrzegać świat, troszkę inaczej. Miałam wielu przyjaciół, większość za pewne z tego powodu, że miałam bogatych rodziców, a co za tym idzie, modne ubrania, nowe gadżety. Stać mnie było na wszystko co chciałam, wystarczyło tylko ładnie, poprosić tatusia. Najbardziej jednak, byłam związana z Kasią. Jej jednej nie zależało na pieniądzach i wpływach moich rodziców. Znałyśmy się od przedszkola, jednak prawdziwa przyjaźń zrodziła się po latach. Kasia miała rude włosy i ciemnobrązowe oczy. Spędzałyśmy wiele godzin rozmawiając o chłopakach, szkole, domu. Pochodziła z biednej rodziny. Jej mama pracowała jako sprzątaczka i była jedyna żywicielką rodziny. Kasia prawie codziennie pomagała mamie jak tylko mogła. Po szkole chodziła do jej pracy i pomagała jej sprzątać. Nie wiem kiedy znajdywała czas, aby się pouczyć. Miała liczne rodzeństwo. Była tak dobra i uczynna, że czasami zastanawiałam się, czemu akurat przyjaźni się ze mną. Często pożyczałam jej pieniądze na różne rzeczy, chociaż ona strasznie tego nie lubiła i obiecywała, że kiedyś odda . Oddawała mi za każdym razem tym, że po prostu była ze mną. Tak też i było tym razem. Cała klasa wybierała się na wycieczkę do Londynu, widząc, że Kasia nie ma pieniędzy, zapłaciłam za siebie i za nią. Nie chciała, ale co robiłabym w tak wielkim mieście bez przyjaciółki.
Pieniądze pożyczyłam od dziadków. Dziadkowie, jak dziadkowie byli kochani. Mieli niewielkie gospodarstwo, niedaleko Krakowa. Wolałam jeździć na wakacje do nich, niż na jakieś kolonie nad morze, czy za granice. Często przyjeżdżali do nas w odwiedziny. Gdy byłam mała, mieszkaliśmy u nich, dopóki tata nie dostał pracy w mieście.
Uczyłam się dość dobrze. Nie byłam jakoś wybitnie mądra, ale starałam się. Nauczyciele lubili mnie, bo nigdy nie sprawiałam im żadnych kłopotów. Zostałam nawet przewodniczącą samorządu szkolnego. W ostatniej klasie, poddałam więc pomysł wyjazdu za granice - o którym wspominałam wcześniej - naszej anglistce. Mimo niewielkich oporów dyrektorki, reszta nauczycieli i przede wszystkim uczniów zgodziła się. Pieniądze na opłacenie części wyjazdu, też udało mi się jakoś załatwić, więc dyrektorka musiała ulec. Wszystko zostało zapięte na ostatni guzik. Nadszedł dzień wyjazdu. Byłam trochę podenerwowana, czy wszystko, aby na pewno wypali, ale przecież teraz to nie był już mój problem, ale nauczycieli. Spakowałam się, przytuliłam rodziców i małą siostrzyczkę, która usilnie prosiła, bym zabrała ją ze sobą. Jej smutna mina, przeszywała mnie na wylot. Łza kręciła mi się w oku, ale w końcu musiałam jechać, by nie spóźnić się na samolot. Machając na pożegnanie, powoli traciłam z oczu, przytuloną do taty siostrę i mamę. Po raz pierwszy wylatywałam sama bez nich na tak długo i tak daleko.
Jednak na lotnisku panowała całkiem inna atmosfera. Wszyscy podekscytowani wylotem, sprawdzali, czy na pewno czegoś nie zapomnieli. Każdy uśmiechnięty, zagadany . Nie mogłam doczekać się, kiedy wylądujemy już w Londynie. W końcu przyszła Kaśka. Nauczycielki sprawdziły obecność, a potem wszyscy weszliśmy do samolotu. Zapięłam pasy. Wystartowaliśmy. Kasia była trochę podenerwowana, bo był to jej pierwszy lot samolotem. Starałam się ją jakoś zagadać, aby o tym zapomniała. Opowiadałam o studiach brata. W końcu ona zaczęła opowiadać o swojej babci, która mieszka z nimi od śmierci dziadka. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, ale spoglądając przez okno, na przemijający świat, myślałam o domu. Wciąż miałam przed oczami smutną minę Zuzi i łzy spływające po jej policzkach.
Chociaż wiedziałam, że Kasia może być zdenerwowana lotem, to wtedy zachowywała się trochę dziwnie, nawet jak na nią. W końcu nie mogąc doczekać się, gdy przyjaciółka powie, co się stało, spytałam:
- Chyba coś cie gryzie.
- Nie…
- Przecież widzę, że jesteś jakaś dziwna. Nie możesz usiedzieć spokojnie na fotelu, obgryzasz paznokcie. Wiesz, że komu, jak komu, ale mi możesz wszystko powiedzieć.
W końcu niechętnie z jakby niewielką ulgą, powiedziała:
- Miałam wczoraj dziwny sen. Może nie uwierzysz i wyda ci się to głupie, ale leciałyśmy samolotem, tak jak teraz. Nagle zjawił się, niewiadomo skąd nieznajomy chłopak, zniknęłaś, potem zauważyłam jakichś dziwnych ludzi w czerni, wszyscy ubrani tak samo z tak samymi posępnymi twarzami. Wyglądali tak okropnie, że do teraz, gdy o tym pomyśle, przechodzi mnie dreszcz. I oni zniknęli. Samolot zaczął spadać w dół i wtedy się obudziłam…
- I dlatego byłaś taka zdenerwowana?? Przecież wiesz, że to tylko sen. Nie ma co wierzyć w jakieś głupie sny - odparłam
- Ale ten sen był naprawdę strasznie dziwny, był jakby wspomnieniem, albo wydarzeniem, które wydarzy się w przyszłości… Przez chwile myślałam… myślałam, że obie umarłyśmy.
Widząc prawdziwy strach w jej oczach i słuchając jak opowiada, przekonana w to co mówi, naprawdę się przeraziłam. Przełknęłam ślinę i niewiedząc co powiedzieć, jak na nieszczęście, przypomniałam sobie koszmary, które kiedyś dręczyły mnie w dzieciństwie. Niewiele myśląc, powiedziałam:
- Pamiętasz, opowiadałam ci kiedyś, że często budziłam się z krzykiem w nocy i płakałam. Rodzice za nic nie mogli mnie uspokoić. W prawie każdą noc śniło mi się jedno i to samo, tyle, że ta historia z dnia na dzień stawała się coraz bardziej straszna. Gdy mówiłaś, przypomniało mi się… - I wtedy przeszedł mnie dreszcz, wspomnienia z dzieciństwa wróciły, a do tego, jeszcze bardziej spotęgowałam przerażenie Kaśki – że… z resztą nie ważne. – starałam się przerwać, ale nie wyszło mi to najlepiej. Co ja głupia sobie wtedy myślałam?? Zobaczyłam tylko przerażoną i oczekującą na dalszy ciąg opowiadania, minę przyjaciółki. Co jej teraz powiedzieć?? No co?? Jeszcze tylko bardziej ją przestraszę. Nie miałam dużo czasu na zastanowienie…
- Pola nie kręć, tylko mów… - powiedziała drżącym głosem Kasia
- Kasiu, ale… - ciągnęłam
- Jak zaczęłaś, to mów - przerwała
- No, ale to nie było nic ciekawego, a z resztą nie pamiętam. – Ostatkami argumentów, próbowałam jeszcze jakoś się wywinąć.
- Pola !!! – krzyknęła w końcu poirytowana Kaśka.
- No dobra. – Wpadłam na maxa - Każdej nocy śniły mi się dziwne i złowieszczo wyglądające postacie. Miały ciemne szaty, a ich twarzy nie było widać spoza czarnych kapturów. Potrafiły przybrać jakąkolwiek postać. Same jednak prawie nigdy nic nie robiły. Wyręczały się ludźmi. Byłam świadkiem wielu okrutnych zdarzeń, aż w końcu pewnej nocy, zauważyli mnie i zaczęli za mną biec. Czułam ich mroźny oddech i szeptania zaraz za sobą, jakby siedziały mi na ramieniu. Uciekałam, aż w końcu oglądając się za siebie, potknęłam się i wpadłam w ręce postaci z twarzą anioła, od której bił złotawy blask. Powiedziała „nie bój się” i zobaczyłam, że zaczyna biec naprzeciw goniącym mnie, czarnym postacią. Nagle pojawiła się jakby znikąd, złotowłosa kobieta. Chwyciła mężczyznę za rękę i zobaczyłam tylko ogromny, niebieski blask, pochłaniający całą przestrzeń wokół. Obudziłam się. Tym razem nie krzyczałam. Pobiegłam tylko do pokoju rodziców i wskoczyła pod kołdrę. Później już nigdy więcej nie widziałam, ani nie śniłam o niczym podobnym… –Nastała cisza. Kasia zbladła. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa. – Ale wiesz, ze to tylko sen, nic więcej?? – Przerwałam. Przyjaciółka patrzyła na mnie przerażona. Co ja najlepszego zrobiłam. Czemu nie potrafię, jak inni ludzie trzymać, tego swojego cholernego języka za zębami.
- Poolaa… - wyjąkała w końcu – czyli, że my teraz zginiemy ??
Przeraziłam się, ale powiedziała to z taką miną, że mało nie wybuchłam śmiechem:
- Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy???
- No bo wiesz, to trochę dziwne, że śnimy o podobnych rzeczach i akurat teraz…
- Przecież opowiadałam ci kiedyś o tym i pewnie teraz ci się to przypomniało, albo nie wiem, oglądałyśmy podobny film, albo czytałyśmy książkę – próbowałam za wszelką cenę, wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji – może, coś mi się pomyliło, to było już dawno, a twój sen wydawał mi się podobny…
- Ale dlaczego akurat teraz ?!? – przerwała
- Bałaś się lotu i tyle. Mogłaś od razu opowiedzieć mi co ci się śniło, a nie dręczyć się tym. To był tylko sen, każdemu człowiekowi zdarza się przyśnić coś naprawdę przerażającego, to czego naprawdę się boi. To po prostu zbieg okoliczności i tyle, nie ma co robić sobie nowych zmartwień.
- Może masz racje – zauważyłam niewielką poprawę nastroju Kasi.
Była późna noc. Odwróciłam się i zobaczyłam, że koledzy za nami śpią. Właściwie, to prawie wszyscy w samolocie spali. Tylko mały dzieciak grał jeszcze na konsoli, a ubrany w garnitur mężczyzna, wpisywał coś do komputera.
- Nie wiem jak ty, ale ja bym się choć chwile przespała. – powiedziałam do przyjaciółki
- Noo… Jestem padnięta.
Poprawiłam fotel, odwróciłam twarz do okna i udawałam, ze zasypiam. W rzeczywistości nie mogłam zasnąć. Myślałam o całej tej sprawie, o rodzicach, o domu. Za pół godziny dolecieliśmy. Postanowiłam, że przez cały wyjazd, nie będę myślała o niczym innym, tylko o zabawie. Kasia zadowolona z powodu, że wylądowaliśmy bezpiecznie, przyznała, że ten cały sen, to tylko sen i nic więcej i szybko poparła mój pomysł o zabawie. Podekscytowane, jadąc do hotelu, leżałyśmy na szybie autobusu, piszcząc z wrażenia. Wszystko było takie piękne. Londyn jest najcudowniejszym miejscem na ziemi. Planowałyśmy kolejny dzień. I pomyśleć, że godzinę temu, zadręczałyśmy się jakimś snem.
Wreszcie dojechaliśmy do hotelu. Nie był zbyt duży, bo koszty wycieczki nie pozwalały na wynajęcie apartamentu. Byłyśmy tak podekscytowane, że nie myślałyśmy o spaniu, a tym bardziej o wielkości łóżka, czy pokoju. Wręcz przeciwnie, wszystko wydawało nam się idealne. Niewielki dwuosobowy pokój w sam raz dla nas dwóch. Szybko rozpakowałyśmy bagaże, kosmetyki, umyłyśmy się i położyłyśmy się spać. Jednak podekscytowane, długo nie mogłyśmy zasnąć, bo w końcu spełniło się nasze największe marzenie.

Wstał kolejny pochmurny dzień w Londynie. Słońce, tylko przez małe szczeliny między chmurami, dawało we znaki, że w ogóle istnieje. Jednak nic nas nie zrażało. Szybko poszłyśmy zjeść wspólne śniadanie. Potem wszyscy wspólnie udaliśmy się na Tower Bridge, a następnie miły przewodnik oprowadził nas po pałacu Buckingham. Gdy pojechaliśmy zwiedzać teatry w West Endzie, poprosiłyśmy nauczycielkę, która pozwoliła, abyśmy wszyscy udali się na Regent i Carnaby Street, by pooglądać zabytki i „skosztować” trochę mody. Architektura - wiadomo - nie interesowała nas wtedy najbardziej. W każdym oknie wystawowym, aż roiło się od pięknych ubrań. Wszystko począwszy od całych zestawów wieczorowych, pojedynczych sukienek i bluzek, aż po torebki i buty, było piękne, ale też bardzo drogie. Jednak sam widok przyprawiał nas o zachwyt. Bawiłyśmy się wspaniale. Właśnie rozmawiałyśmy z przystojnym anglikiem, kiedy usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Wbiegłam do sklepu, aby odebrać, a Kasia została, zagadując chłopaka.
- Halo! Mamo, nie mogę teraz rozmawiać… - powiedziałam i zdziwiona usłyszałam nieznany męski głos.
- Polu, twoi rodzice, oni… - dał się słyszeć cichy, spokojny, męski głos
- Co z nimi, kim ty w ogóle… skąd znasz moje imię ?? Halo ?!? Halo?!? - przerwałam nieznajomemu, trzęsącym się głosem - Cholerny telefon!!! Znowu się rozładował. W takim momencie! Ale zaraz, rodzice, oni co? - Musiałam usiąść - Co im się mogło stać?? 
- Mogę jakoś pomóc ?- powiedziała sprzedawczyni widząca mnie siedzącą na krześle, bliską płaczu
- Nie, dziękuję.
- Na pewno ?
- Tak, na pewno. Wszystko w porządku. Po prostu źle się poczułam.

Przyjaciółka widząc co się dzieje, przeprosiła chłopaka i weszła do środka.
- Co się stało Pola? - spytała
- Musze wracać do Polski. – odpowiedziałam trzęsąc się
- Co?!? Dlaczego?!? Dopiero co przyjechaliśmy. Przecież mamy jeszcze tyle do zwiedzenia. Miałyśmy się wymknąć na koncert, przecież wiesz. – odparła oburzona
- Nie rozumiesz.
- Co znowu?? Twoim starym coś nie pasuje ?
- Nie nazywaj ich tak !!! – krzyknęłam wściekła – Przepraszam…
- No dobra nie krzycz. Co się stało??
- Miałam telefon, ktoś dzwonił i powiedział, że moi rodzice, że oni…
- Że twoi rodzice co??? – spytała zaciekawiona
- No właśnie nie wiem. Telefon mi się rozładował.– odparłam, sama się sobie dziwiąc
- Ktoś po prostu jaja sobie z ciebie robi, a ty w to wierzysz. Przecież są dorośli, co im się mogło stać? Masz, zadzwoń do nich.- powiedziała podając mi swój telefon.
- Dzięki.
Chwyciłam za telefon i od razu wykręciłam numer mamy. Dzwoniłam kilka razy. Nikt nie odbierał, a w domu odzywała się tylko sekretarka. Byłam roztrzęsiona, ale w końcu za namową Kaśki poszłam na koncert, który miał być główną atrakcją i przyczyną naszego wyjazdu. Wymknęłyśmy się niezauważone z hotelu i pojechałyśmy taksówką. Bilety zarezerwowane były od kilku tygodni. Przepchałyśmy się pod samą scenę. Chociaż chłopaki naprawdę dawali czadu, nie bawiłam się za dobrze. Za to Kaśka była wniebowzięta. Skakała jak oszalała i krzyczała ze wszystkich sił. Starałam się uśmiechać i zapomnieć o telefonie, ale nie mogłam. Myśl, że coś mogło naprawdę im się stać, nie dawała mi spokoju. Nagle w głośnikach zabrzmiało pytanie:
- Jak się bawicie?!?!
- wooooooooaaaaaaaaahhhhhhhhh !!!!!!!!! - Dały się słyszeć pełna entuzjazmu reakcja widowni.
I wtedy stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Światła nagle zgasły. Ogromny huk, jakby zawalił się kilku piętrowy wieżowiec, objął cały teren. Przerażający blask i powiew silnego wiatru, oślepił i zadziwił wszystkich. Zauważyłam, że światła na całej przyległej ulicy też zgasły. Wszyscy umilkli. Co się mogło stać?  Poczułam wszechogarniający chłód. Popatrzyłam w stronę księżyca, który bił silnym, niebieskim blaskiem. Czułam się strasznie samotna, mimo tego, że wokół mnie było tylu ludzi. Obejrzałam się dookoła. Nikogo wokół mnie nie było. Byłam sama wśród ciemności, którą rozpraszał jedynie blask, niebieskiego księżyca. Popatrzyłam przed siebie i zauważyłam wyłaniającą się z ciemności postać. Unosiła się nad ziemią, mknąc z zawrotną prędkością prosto w moją stronę. Nie mogłam się ruszyć. Była tuż obok mnie, gdy nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. Zimny uchwyt, którego nie zapomnę do końca życia. I ten wyraz twarzy. Ten szyderczy i złowrogi uśmiech. Jego usta otwierały się coraz szerzej i dawał się słyszeć cichy śmiech, który mnie paraliżował. Śmiech cichł powoli, a czarny stwór, koncentrował na mnie swoje żółte oczy, które jako jedyne, były widoczne zza kaptura. Zbliżał się do mnie, dotknął ręką twarzy i wtedy nagle usłyszałam, cichy, dobiegający jakby z bardzo daleka znajomy głos:
- Pola !?! - Nie dowierzając, przetarłam oczy i ku mojemu zdziwieniu księżyc, który był niebieski, znów przybrał swój normalny kolor. W jednej chwili wiatr ustał, a światła znowu się zapaliły. Muzyka grała w najlepsze. Wszyscy bawili się jak kilka minut temu. Nikt nie zauważył tego co się stało.
- Pola co z Tobą ? - powiedziała Kasia patrząc na mnie
- Nie nic. - odpowiedziałam na odczepne
- Jak nic. Stałaś tutaj koło mnie i jakby odpłynęłaś. Patrzyłaś na wprost z przerażoną miną. Drżałaś ze strachu, a na skórze miałaś ciarki. Jak nic się nie stało ?
- Po prostu źle się czuję i tyle. - powiedziałam nie chcąc denerwować przyjaciółki.
Na szczęście tą niezręczną sytuację i te wszystkie pytania Kasi, chłopcy, jakby na moją prośbę, przerwali naszym ulubionym kawałkiem. Kasia popatrzyła na mnie, ale wiedząc, że nic ze mnie wyciągnie dała sobie spokój i wpadła w wir zabawy. Mimo tego, że kochałam tą piosenkę, teraz nie miałam już ochoty na zabawę. W końcu nie mogąc wytrzymać wśród wrzeszczącego tłumu, stwierdziłam, ze muszę iść do ubikacji. Jakoś przecisnęłam się przez tłum fanów i powoli podążałam do przodu, szukając jakiejś toalety. Nigdzie niczego nie było. W końcu od jakiejś dziewczyny dowiedziała się, że toalety są gdzieś obok budynku, na który wskazywała palcem. Tam nie było już tylu ludzi, było coraz ciszej i coraz bardziej ponuro. Idąc drogą, zauważyłam coś dziwnego. Ze sklepu, który znajdował się po drugiej stronie drogi, a obok którego rzekomo miała znajdować się toaleta, wybiegł mężczyzna z torebką. Przeszłam na drugą stronę ulicy i przez okno, zauważyłam kobietę, która stojąc za kasą, strasznie płakała. Chciałam wejść do środka i pomóc kobiecie, ale nagle w tym samym momencie usłyszałam dziwny dźwięk, wydobywający się z zaułka obok sklepu. Z ciekawości powoli przesunęłam się o parę kroków do tyłu. Spojrzałam i aż pobladłam ze strachu. Co teraz zrobić? On tam jest, ale to nie możliwe, to tylko przewidzenie. Przecież to mi się tylko kiedyś śniło, on mi się tylko wydawał, miałam halucynację i tyle, coś takiego nie istnieje. Istoty, kuszące ludzi… Bzdura. Nie to musi być jakiś człowiek, lepiej stąd pójdę. Ledwo zdążyłam to pomyśleć i zrobić jeden malutki krok do tyłu, gdy nagle jego spojrzenie utkwiło we mnie. Te same żółte oczy, które widziałam kilka minut temu. Poczułam, że jego wzrok przeszywa mnie całą. Zimny pot oblał moje czoło, a nogi stały się jak z waty. Nie wiedziałam co robić, biec, czy stać w miejscu. W końcu emocje wzięły górę. Odwróciłam się energicznie i zaczęłam biec ile sił w nogach. Usłyszałam tylko szelest, wydobywający się z ciemnego zaułka. Zdążyłam odwrócić głowę do tyłu i nagle. Nagle znalazłam się pośrodku tłumu tańczący, obok Kaśki.
- Gdzie byłaś ? – spytała
- Patrzyłam na nią przez chwile, nie wiedziałam co powiedzieć, ani co myśleć, aż w końcu ze zdziwioną miną powiedziałam – Byłam… byłam tutaj.
- Yhmmm. Nie miałaś przypadkiem iść do ubikacji??
- Jakoś mi się odechciało. – odparłam - Jadę do domu.
- Poczekaj, za chwile skończą grać i obydwie pojedziemy do hotelu.
- Ale ty mnie nie zrozumiałaś, ja nie jadę do hotelu, ja jadę do domu…
- A ty znowu zaczynasz??? Wszystko ci nie pasuje, nie umiesz się normalnie bawić???
- Ale ty nie rozumiesz, ja, ja dłużej tego nie wytrzymam. Nie wiem, co się dzieje, ale dłużej tego już nie wytrzymam.
- Rozwydrzona małolata!!! Czy cały świat musi się zawsze kręcić wokół ciebie?? Najukochańsza córeczka tatusia i mamusi!!! Masz wszystko czego chcesz, wszyscy chodzą wokół ciebie, jakbyś była niewiadomo kim!!! I teraz co, mam poświęcać najlepszą i zapewne jedyną w swoim życiu wycieczkę dla twojego widzimisię ??
- Rób co chcesz. – powiedziałam zrozpaczona. Przebijałam się pomiędzy ludźmi, a z oczu zaczęły płynąć mi łzy. Zaraz oszaleje. O co w tym wszystkim chodzi? Najpierw te sny, potem telefon, teraz te całe halucynację i jeszcze kłótnia z najlepszą przyjaciółką.
Wyjęłam z kieszeni telefon. Zauważyłam nieodebrane połączenie od babci. Próbowałam zadzwonić, ale na próżno. Rodzice też nadal nie odbierali. Teraz wiedziałam, że na pewno muszę wrócić. Nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię… To tylko Kasia.
- Przepraszam. Wiesz, że nie chciałam…
- Wiem
- Co się stało? – spytała, widząc spływającą po policzku łzę
- Nic. Jestem zmęczona. Wracajmy już do hotelu.
Tym razem przyjaciółka nie protestowała. Zamówiłyśmy taksówkę i pojechałyśmy do hotelu. Wszyscy już spali. Nauczycielki najwidoczniej nie zauważyły nawet, że wymknęłyśmy się na koncert. Poszłyśmy spać.
Następnego dnia okazało się jednak, że nie było tak dobrze jak nam się wydawało. Nauczycielki zauważyły nasze zniknięcie, a nawet wezwały policje, aby nas szukać. Rodzice Kasi zostali powiadomieni. Do moich nie mogli się dodzwonić. Nie przejmowałam się tym, że rodzice mogą dowiedzieć się co zrobiłam, nie myślałam, czy wyrzucą, czy nie wyrzucą mnie za to ze szkoły. Myślałam tylko o tym dziwnym zdarzeniu i telefonie. Czy miały coś ze sobą wspólnego. Nie musiałam już błagać nauczycielek, bym mogła wrócić do Polski. Obie z Kaśka, miałyśmy wrócić najbliższym samolotem. Z jednej strony cieszyłam się, że Kaśka wróci ze mną, że wreszcie będę mogła rozwiać swoje wątpliwości co do telefonu, ale z drugiej strony bałam się i żal mi było Kaśki, która tak cieszyła się z tego wyjazdu.
Spakowałyśmy ubrania, Kasia płakała. Bała się, że wyrzucą nas ze szkoły, że wyrzucą nas przez nią, bo uparła się iść na ten koncert, ale najbardziej bała się reakcji mamy. Pocieszałam ją, próbowałam znaleźć jakieś argumenty, ale wszystko na nic. Sama byłam przerażona jeszcze bardziej niż ona.
W końcu odwieźli nas na lotnisko. Oczywiście, jakby wszystkiego było mało, musiałyśmy stać w korku. Samolot miał wylatywać za pięć minut, więc szybko wyjęłyśmy bagaże z taksówki i pobiegłyśmy, żeby zdążyć. Biegnąc przez terminal, mignęła mi przed oczami postać, którą widziałam w zaułku. Stanęłam i wróciłam o parę kroków do tyłu. Nie było już nikogo. Widocznie mi się zdawało - pomyślałam. W ostatniej chwili wsiadłyśmy do samolotu. Wystartowaliśmy. Trzęsłam się ze strachu, a serce biło mi jak młot.
- Ty też to czujesz? – spytała Kasia
- Ale co?
- No strach. Bo ja strasznie się boję.
- Mówiłam ci, może nie będzie tak źle. – powiedziałam, sama nie wierząc za bardzo w to co mówię.
- Oby.
Oczywiście przez to wszystko nie zdążyłam pójść do ubikacji przed odlotem.
- Musze skorzystać z toalety. - powiedziałam
- Idź.
Ubikacje w samolocie są strasznie małe – pomyślałam – Po co tyle piłam przed wylotem. Ledwo zdążyłam to pomyśleć, gdy nagle samolot zaczął się dziwnie trząść. Poczułam, że dzieje się coś niedobrego, lecz stewardessa uspokajała mówiąc, że to tylko chwilowe turbulencje. Nagle usłyszałam dziwny trzask i ten sam chłód, który czułam poprzedniej nocy. Zaczęliśmy spadać. W całym wrzasku i panice, zauważyłam, że obok kabiny pilota przechodzi stwór którego widziałam jako dziecko w snach i byłej nocy, obok sklepu i na koncercie. Zauważyłam tylko znajomy uśmiech na odsłoniętej przez ciemny materiał twarzy. Nie zastanawiając się, zaczęłam biec w stronę potwora. Potknęłam się i uderzyłam o podłogę, podniosłam głowę, ale już go tam nie było. Nie mogłam wstać. Słyszałam tylko głos Kasi:
- POOOOOLLLLLLLLAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!
Czułam, że spadamy z coraz większą prędkością. Nic nie mogłam na to poradzić. Prawie omdlała, poczułam czyjś dotyk. Zobaczyłam niewyraźnie postać chłopaka. Nie widziałam twarzy. Objął mnie i nagle znalazłam się na szpitalnym łóżku.
Otworzyłam oczy, światło strasznie mnie raziło. Usłyszałam tylko głos lekarzy:
- To cud…
Usta miałam wyschnięte, jakbym nie piła nic przez parę dni. Resztką sił powiedziałam:
- Wody…
- Dajcie jej wody, szybko – powiedział jeden z lekarzy – nic nie mów, odpocznij.
Ja jednak nie mogłam wytrzymać i zebrawszy w sobie całą siłę, spytałam:
- Co się stało? Gdzie ja jestem? Gdzie Kasia? Gdzie on jest?
- Polu, masz wielkie szczęście, że przeżyłaś. Spałaś kilka dnia, ale poza tym, prawie nic ci się nie stało, tylko te maleńkie zadrapania. Ale reszta… Bardzo mi przykro.- zobaczyłam ponurą minę na twarzy wszystkich lekarzy.
Nie musiał kończyć, sama domyśliłam się finału. Z oczu puściły mi się łzy, zaczęłam krzyczeć i rzucać się po łóżku.
- Proszę jej szybko podać coś na uspokojenie – usłyszałam głos doktora – jest w szoku.
Wstrzyknęli mi coś i za chwile zasnęłam.
Obudziłam się po południu. Byłam już w dużo lepszym stanie. Trochę bolała mnie noga, ale nic poza tym. Pytałam wszystkich, ale nikt nie słyszał nic o żadnym chłopaku, który mnie uratował. Nie było nikogo takiego w samolocie. Kasia. Co się z nią stało? To wszystko przeze mnie, to ja namówiłam ją, żeby ze mną jechała. Gdybym nie zapłaciła jej za tą głupią wycieczkę, teraz by żyła. Po co w ogóle to wymyśliłam, co mnie podkusiło. Czemu zsyłam na wszystkich, których kocham, same nieszczęścia?? Ten chłopak. Skąd się wziął?? Dlaczego akurat mnie uratował?? Dlaczego akurat mi się to musiało przytrafić. Może to tylko zły sen z którego zaraz się obudzę. Gdzie są rodzice ? Czemu nikt ich nie wezwał ?
Niestety nie był to sen. Minął kolejny dzień. W końcu wypisali mnie ze szpitala. Nikt na mnie nie czekał. Rodzice nie odwiedzili mnie w szpitalu. Lekarze powiedzieli, że nie miałam żadnych dokumentów, więc może to dlatego, że nie wiedzą, ze w ogóle wróciłam. Ale nauczyciele na pewno wiedzą, że samolot się rozbił, więc dzwonili by do nich. Gdzie oni są? Może wyjechali do dziadków i nikt nie mógł się z nimi skontaktować.

Pojechałam sama do domu. Zadzwoniłam do drzwi, nikt nie raczył mi otworzyć. Wyjęłam klucz spod kwiatka i otworzyłam sobie sama. Zaczęłam krzyczeć od samego progu.
- Mamooo, tatooo, jestem w domu…- przerwałam - Co tu się…- serce podeszło mi do gardła. Ubrania leżały porozrzucane po całym korytarzu. Drzwi, do kuchni były wyłamane. Drżąc ze strachu, powoli przesuwałam się w stronę salonu. Nasze wspólne zdjęcie leżało rozbite obok drzwi, ale to co zobaczyłam zaraz było najgorsze… Na środku salonu w ogromnej kałuży krwi, leżeli wszyscy, jeden, obok drugiego. Nogi ugięły się pode mną. Podeszłam bliżej. Schyliłam się. Chwyciłam mamę za rękę.
- Obudź się… No obudź się !!!! – zaczęłam krzyczeć. Z oczu polały mi się łzy. Schylona nad ciałem mamy, taty i siostry, płakałam. Co oni zrobili temu światu. Czemu on mi nie powiedział, że oni… To na pewno on to zrobił. Nie mogłam w ogóle myśleć. Płakałam nad ciałami swojej rodziny. Wszystko straciło dla mnie sen. Każdy, kogo kochałam po prostu odszedł.
- Dlaczego ? Dlaczego odeszliście bez pożegnania ? Kto wam pozwolił ? - krzyczałam płacząc i przytulając do siebie ciała swoich bliskich. Nie mogę określić normalnymi słowami tego, co wtedy czułem. Nagle w drzwiach zadzwonił dzwonek. Ocierając potok łez, podeszłam do drzwi i otworzyłam. Usłyszałam zdenerwowany głos sąsiada:
- Co tu się dzieje?!?! – spytał i patrząc za mnie, wrzasnął – Jasna cholera, co tu się stało ??
- Oni, oni proszę Pana, oni… - ryknęłam płaczem
- Co wy tu robicie ? – spytała żona sąsiada, która przyszła tutaj za nim
- Patrz… - powiedział sąsiad, wchodząc w głąb domu
Gdy sąsiadka zobaczyła ciała, rozpłakała się. Jej córka wchodząc za mamą i widząc ciała, zemdlała. Nikt nie zauważył ich zniknięcia, żadnych kłótni, wszyscy myśleli, że gdzieś wyjechali. Lubiliśmy się razem z panią Ciechowską. Mama chodziła kiedyś z nią do szkoły, a teraz pracowały razem w przechodni. Objęła mnie. Płakałyśmy obie. Sąsiad zadzwonił po pogotowie, ale nikogo nie dało się już uratować. Policja zajęła dom i kazała mi udać się do dziadków na wieś do zakończenia śledztwa, później okaże się, co ze mną zrobią. Plotki szybko rozeszły się po mieście. Wszyscy myśleli, że mam coś z tym wspólnego. Najpierw katastrofa samolotu, a potem to. Koledzy, zaczęli traktować mnie jak trędowatą. Wszyscy bali się mnie. Przynosiłam w końcu same nieszczęścia. Szeptali za moimi plecami. Na szczęście za tydzień nadeszły wakacje.
Płakałam wiele dni. Nie mogłam spać, ani jeść. Przez cały czas, gdziekolwiek szłam, lub jechałam, zdawało mi się, że ktoś mnie śledzi. Może ten ktoś zabił moich rodziców i młodszą siostrę przez przypadek, bo chciał dopaść mnie. A może to nie przypadek. Co ja zrobiłam całemu światu, że nagle się ode mnie odwrócił?
Pamiętam jak rodzice przytulali mnie jak byłam mała, gdy było mi smutno. Teraz nikt mnie nie przytuli. Nie mam przyjaciółki, nie mam nikogo. Lepiej gdybym w ogóle się nie urodziła. I wtedy przypomniałam sobie sen o który opowiadała mi Kasia. To co zdarzyło się w samolocie, to… to wszystko to samo, co przyśniło się Kasi. Ta czarna postać z samolotu, ze snów, kto to?? Czemu mnie gonił, czemu mi się w ogóle śnił? Co ode mnie chciał? Ten chłopak. Uratował mi życie, ale czemu. Dlaczego pomógł mi, a nie moi rodzicom i siostrze?? Uratował mnie. Dlaczego nie uratował też Kasi? Mógł mnie zostawić. Świat zadawał mi więcej pytań, niż dawał odpowiedzi. Wolałabym teraz nie żyć, niż żyć sama.
Babcia z dziadkiem starali się mnie pocieszyć. Jednak sama widziałam jak płaczą, myśląc, ze śpię na górze w starym pokoju mamy. Przyjechał i mój brat. Był w nie lepszym stanie niż ja. Wspominaliśmy wspólnie mamę, tatę i Zuzie, której było nam żal najbardziej.
- Ile ona przeżyła? Dlaczego nie wzięłam jej wtedy ze sobą, albo nie zostałam.
- Nie obwiniaj się. – Przytulił mnie do siebie. Płakaliśmy razem.
- Pamiętam jak zawsze przychodziła do mnie rano i kładła się obok, mówiąc, że zimno jej w nogi i mówiła żebym ją przytuliła. Jak słodko się śmiała, jak… - rozpłakałam się kolejny raz – Nigdy nie wybaczę tego temu, kto to zrobił.
Siedzieliśmy jeszcze długo i wspominaliśmy. Najsmutniejszy wieczór w moim życiu. Zapowiadało się, że będzie takich więcej. Po kolacji, wszyscy poszli spać, a ja wymknęłam się do ogrodu, żeby pohuśtać się na starej skrzypiącej huśtawce mamy. Księżyc świecił tej nocy jakby jaśniej, a gwiazd było więcej niż zwykle. Czułam, że łzy coraz bardziej cisną mi się do oczu. Powiew delikatnego wiatru, przyprawił mnie o dreszcz. Poczułam, strach, a potem gniew i w końcu rozpacz. Przypomniałam sobie wspólne chwile spędzone z nimi wszystkimi. Miałam wszystko, czego zapragnęłam, teraz nie mam nic. Nie mam nic i nikogo. Jestem sama w wielkim, przerażającym świecie, który wydaje się beztroski tylko w bajkach.
Przypomniałam sobie swoją młodszą siostrzyczkę, która zawsze, gdy było mi smutno, podchodziła i przytulała się do mnie, mówiąc, żebym nie płakała, bo jej też robi się smutno. Teraz nie mam nawet jej, a tak bardzo potrzebuje jej uścisku pełnego miłości. Co ona zawiniła?? – poczułam spływające po policzku łzy, a po chwili wybuchłam rzewnym płaczem. Całe życie stanęło mi przed oczami. Każde wspomnienie było jakby kołek wbity w serce.
Myślałam długo, nie wiedziałam co robić. Stary kot babci podszedł do mnie i wyskoczył mi na kolana. Nie lubię kotów, ale został mi tylko on – pomyślałam i przytuliłam mruczącego przyjaźnie futrzaka. Może i nie jestem sama, mam jeszcze brata i dziadków, ale gdyby jeszcze im się coś stało, nie przeżyła bym tego. Musze ich chronić przed tym czymś, nie wiem jak, ale muszę. Zemszczę się na tym stworze, czymkolwiek jest. Przysięgam to sobie. Jeśli trzeba będzie poświecę swoje życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz