Nadszedł kolejny dzień. Przebudzona wpadającymi przez okno, pierwszymi promieniami słońca nie miałam ochoty spać. Było mi tak błogo. Jeszcze tylko dwa dni, pomyślałam i podciągnęłam pod szyję, obsuniętą kołdrę. Skuliłam się w kłębek. Co teraz będzie? W tym roku mama nie kupi mi książek, nie da pieniędzy na nowy plecak, wszystkiego muszę dopilnować sama. Babcia jak to babcia, kocham ją, ale parę lat minęło od kiedy ostatni raz wyprawiała dziecko do szkoły. Ale nie to jest teraz najważniejsze. Z zakupami jakoś sobie poradzę. Najgorsze jest to, że pójdę do całkiem nowej szkoły. Nie mam tutaj żadnych znajomych. Nie znam nauczycieli. Właściwie to wszystko jest mi tu obce. Nie mam ochoty poznawać nikogo nowego, w ogóle z nikim rozmawiać, a tym bardziej nie chce mi się całymi dniami siedzieć i uczyć. Po prostu nie mam na nic ochoty. Nie chce mi się żyć…
W końcu niechętnie wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Otworzyłam je i usiadłam na parapecie. Słońce wyłaniało się zza pobliskiego lasu. Powietrze było jeszcze takie rześkie. Wszystko powoli budziło się do życia. Jakby zaczynało się od nowa. Zupełnie jak ja. Też rozpoczęłam zupełnie nowe życie. Zamknęłam oczy i cieszyłam się ciepłymi, muskającymi moją twarz, promieniami słońca. Usłyszałam ciche skrzypienie podłogi na korytarzu i pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy. Odwróciłam się w stronę drzwi i zobaczyłam wychylającą się zza nich babcie. Podeszła do mnie powoli i chwyciła delikatnie za ramię.
- Cześć Słoneczko… - powiedziała szeptem
- Cześć Babciu
- Już nie śpisz?? – spytała
- Jakoś nie mogę spać – odparłam – Pięknie tu – powiedziałam, spoglądając przez okno.
- Wiesz, twoja mama też często wstawała rano i siadywała w tym oknie. – zobaczyłam kręcącą się w oku babci łzę. – Jak już nie śpisz, zejdź na śniadanie – powiedziała przecierając oczy.
Niestety, czasu nie da się cofnąć. Trzeba żyć dalej i czekać na to, co nowego przyniesie nam kolejny dzień. Muszę wstać, wziąć się za siebie i żyć dalej. Świat dla mnie przecież się jeszcze nie skończył, a po drugie obiecałam coś sobie.
Zmotywowana tą myślą, zsunęłam się z parapetu i poszłam do toalety. Zeszłam do kuchni.
Zmotywowana tą myślą, zsunęłam się z parapetu i poszłam do toalety. Zeszłam do kuchni.
- Ale tu pięknie pachnie… - powiedziałam – Mmmmmm… Co to?
- Jajecznica, kakao, świeży wiejski chleb i pomidory zerwane przed chwilą. – powiedziała, uśmiechając się babcia.
- Dziękuje !!! Smakuje jeszcze lepiej niż pachnie.
- Cieszę się, że ci smakuje. Wiesz, że musimy jechać do domu po resztę twoich rzeczy.
Mało nie udławiłam się kawałkiem chleba. Znowu muszę tam wrócić.
- Tak wiem babciu… - wykrztusiłam w końcu z siebie - I musimy jeszcze po drodze wstąpić do jakiegoś sklepu i księgarni, muszę kupić parę rzeczy. A właśnie, zapisałaś mnie w ogóle do szkoły ??
Babcia chwyciła się za głowę.
- Na śmierć zapomniałam.
- Babciu…
- Będziesz musiała pojechać do miasta z bratem. Ja muszę iść zapisać cię do szkoły - westchnęła- Idę obudzić twojego brata - powiedziała spokojnie, po czym poszła na górę.
Spokojnie zjadłam śniadanie. Zaraz przyszedł mój rozespany, starszy brat. Wkrótce i dziadek wrócił do domu z koszykiem pełnym grzybów. Wypiłam kakao i poszłam na górę się ubrać.
Za pół godziny byliśmy już w drodze do miasta. Rozmawialiśmy z bratem o szkole. W końcu dojechaliśmy pod bramę naszego domu. Brat powiedział, że ma jeszcze do załatwienia jedną sprawę i zaraz wróci. Wzięłam klucze, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Powoli weszłam na korytarz. Same wspomnienia. Mimowolnie kroczyłam w stronę salonu. Plama na podłodze została. Zobaczyłam otwartą szafkę i porozwalane ciuszki mojej młodszej siostry. Obok nich w wózku, siedziała jej ukochana lalka. Na wszystkich szafkach pełno było naszych zdjęć. Podeszłam do szafki, schyliłam się i podniosłam jedno ubranko. Usiadłam na podłodze, wyjęłam lalkę z wózka i przytuliłam obie te rzeczy do siebie. Rozpłakałam się. Obie pachniały nią. Kto je teraz założy? W powietrzu unosił się jeszcze zapach perfum mamy. W końcu powoli podniosłam się z ziemi i ocierając łzy poszłam w stronę swojego pokoju.
Na schodach usłyszałam dziwny szum. Wchodząc na górę zobaczyłam, że drzwi do mojego pokoju są uchylone. Podeszłam powoli. Przez szparę zauważyłam porozrzucane po całym pokoju ubrania i potarganą pościel na łóżku. Nagle drzwi zaczęły się otwierać. Przede mną stała czarna, złowroga postać. Wlepiała we mnie swoje wielkie żółte ślepia . Zaczęłam krzyczeć, płakać i biec w panice po schodach. Otwarłam wyjściowe drzwi i …
- Woooooaaaaahhhhhhhhh – krzyknęłam – wpadłam na… na szczęście to tylko mój brat – Dzięki Bogu!!!! -Tam jest, no tam…on !
- Co się stało, wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
- On tam jest…
- Kto tam jest? - spytał zdziwiony
- Zaraz za mną, on zaraz nas…
- Ale kto ?!?!
- On zabił naszych rodziców!!! – powiedziałam i się rozpłakałam
Na mojego brata zadziałało to jak płachta na byka. Wbiegł do środka. Nic nie dały moje przekonywania, żeby tam nie wchodził. Nie chciałam stracić jeszcze jego. Weszłam do samochodu i z nerwów zaczęłam obgryzać paznokcie. Nie wiedziałam co robić. W końcu brat wyszedł ze środka. Otworzyłam drzwi i poszłam do niego.
- Przecież tam nic nie ma. – powiedział poirytowany
- Ale tam… - przerwałam, wiedząc, ze i tak nie uwierzy – Może mi się coś zdawało. Za dużo wspomnień.
- Chodź tu. – powiedział i przytulił mnie. – Wiesz że jestem twoim bratem i nigdy nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, rozumiesz??? Zostałaś mi tylko ty. Kocham cię. - odparł całując mnie w czoło.
Płakałam na jego ramieniu. Potem oboje wzięliśmy torby i poszliśmy do środka. Spakowałam swoje rzeczy, pomogłam też bratu. Wzięliśmy parę albumów i wspólnych filmów. Spakowałam kilka rzeczy mamy, taty i Zuzi, które najbardziej mi ich przypominały. Chciałam mieć choć ich cząstkę przy sobie. Wyjęłam laptopa ze szafki w przedpokoju. Wnieśliśmy wszystkie rzeczy do samochodu. Pojechaliśmy.
Babcia czekała już na nas z kolacją.
- Trochę wam to zajęło.- powiedziała
- Nie jest tak łatwo rozstać się z tym wszystkim, przecież wiesz. – powiedział dziadek, wyrywając mi te słowa z ust.
Wnieśliśmy wszystko do środka. Zjedliśmy kolację na werandzie. Noc była piękna. Rozmawialiśmy pijąc herbatę z sokiem malinowym. Babcia powiedziała co udało jej się załatwić w sprawie szkoły. Opowiadała o mamie gdy jeszcze do niej chodziła. Nagle przerwałam jej.
-Wierzycie w siły nadprzyrodzone? W przeznaczenie i różne takie…
- Czemu pytasz ? – powiedziała zdziwiona babcia.
- Bo czytałam kiedyś o czymś taki, co kusiło ludzi do robienia złych rzeczy. Wiesz taki demon. Mógł nakłaniać ludzi, przybierać różne postacie, ale nigdy sam nie robił nic złego. Pytam, bo wiesz, ty jesteś ze wsi, tutaj mówi się pewnie o różnych gusłach, wierzeniach, ty pewnie wiesz coś o tym – czekałam na odpowiedź, zagryzając wargę.
- Wiesz, słyszałam kiedyś od mojej babci, o czymś takim. Opowiadała mi kiedyś, gdy byłam niezbyt grzeczna, żebym się dobrze zachowywała, bo przyjdzie po mnie zjawa i mnie zabierze. Strasznie się wszystkie dzieci tego bały. Jak byłam starsza opowiadała mi pewną legendę. Mówiono, że raz na kilkanaście lat rodzi się dwoje ludzi, których przeznaczeniem jest walka ze złymi mocami, które chcą zniszczyć rasę ludzką. Podobno miłość, która je łączy, może przezwyciężyć wszystko. Wiem tyle, że każda z tych osób sama nie jest w stanie władać pełną mocą. Połączone razem mają moc o której nie śniło się nikomu. Ich moc jest niebezpieczna, muszą używać jej mądrze, bo mogłaby nawet zniszczyć cały świat. Gdy demon zabije jedno z pary kochanków zyskuję jego całą moc. Bóg jeden wie, co by się wtedy mogło z nami stać.
- Babciu wierzysz w to ?? – spytałam
- Wierzę, nie wierzę. Kto wie, co może czaić się na świecie. – powiedziała, chcąc wyraźnie zejść z tematu – Późno już. Chodźmy już spać.
Pomogłam posprzątać babci po kolacji. Poszłam na górę. Wzięłam laptopa i zaczęłam szperać w Internecie. Dlaczegoś muszą mnie tak nienawidzić, coś im musiałam zrobić. Może te osoby, które mi się śniły, które mnie uratowały, to po prostu mama i tata. Może oni byli tą parą kochanków. Ale czego szukał w moim pokoju. Bez sensu.
W Internecie nie znalazłam prawie nic więcej niż podała mi babcia. Dowiedziałam się tylko, ze jeżeli kochankowie nie wyznają sobie miłości przed ukończeniem 16 lat, ich moc i przeznaczenie przepadnie.
To wszystko kompletnie nie ma sensu. Co to ma wspólnego ze mną ?? Czemu akurat mnie musi się to wszystko przytrafiać? Za chwile zwariuję. Nie miałam siły na to wszystko.
To wszystko kompletnie nie ma sensu. Co to ma wspólnego ze mną ?? Czemu akurat mnie musi się to wszystko przytrafiać? Za chwile zwariuję. Nie miałam siły na to wszystko.
Wyłączyłam laptopa. Strasznie chciało mi się pić. Wyszłam na korytarz. Wszyscy już spali. Zeszłam na dół. W lodówce nie było żadnego soku, musiałam pójść do spiżarki. Zaświeciłam światło i delikatnie, by nikogo nie obudzić, otworzyłam drzwi. Podeszłam do półki z sokami. Podniosłam sok malinowy i oczywiście musiałam go upuścić. Butelka rozsypała się w drobny mak, a sok rozlał po całej podłodze. Poszłam po ścierkę, aby to wytrzeć. Na szczęście nikogo nie obudziłam. Schyliłam się i zauważyłam wystające spod półki pudełko. Wysunęłam je i zdmuchnęłam kurz, który je pokrywał.
- Otworzyć, czy nie otworzyć – pomyślałam - Wszyscy chyba śpią, ale nie powinnam. W końcu ciekawość wzięła górę i postanowiłam je otworzyć. W środku znajdowała się mała szkatułka. Wyjęłam ją ze środka. Powoli podniosłam do góry wieczko. Ku mojemu zdziwieniu w szkatułce znajdował się piasek. Nagle, gdy otworzyłam ją do końca, usłyszałam melodie i słowa, których w ogóle nie rozumiałam. Piasek jakby za podmuchem czarodziejskiego wiatru uniósł się z pudełka i uderzył w moją dłoń. Poczułam pieczenie. Spojrzałam na nią i zobaczyłam spływającą po niej krew. Zasyczałam z bólu. Poczułam silny zawrót głowy. W tej samej chwili, usłyszałam czyjeś kroki. Szybko zamknęłam szkatułkę, włożyłam ją do pudełka i wsunęłam pod półkę.
- Co tu się dzieje? – spytała rozespana babcia.
- Chciałam się czegoś napić i… spadł mi sok. – powiedziałam dosyć przekonująco - Przepraszam.
Babcia spojrzała na moją rękę.
- Zostaw to, zaraz posprzątam, choć szybko opatrzyć ranę, bo jeszcze wda się zakażenie.
Poszłam z babcią do kuchni. Babcia wyjęła opatrunek z apteczki, polała ranę wodą utlenioną i owinęła mi dłoń bandażem. Już przestało mi się chcieć pić. Na dodatek głowa coraz bardziej zaczynała mnie boleć. Przeprosiłam jeszcze raz babcię i poszłam na górę. Położyłam się do łóżka. Głowa pękała mi od bólu. Nie mogłam zasnąć. Otworzyłam okno. Księżyc świecił strasznie jasno. Nie wiem czy to przywidzenia od bólu głowy, czy już naprawdę jest ze mną tak źle, ale gdy tylko księżyc oświetlił moją dłoń, spod bandaża zaczęło wydobywać się jasne światło.
-Jeszcze tego mi brakowało - pomyślałam- znowu te halucynacje. Odwróciłam głowę w drugą stronę i w końcu zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz