niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 6

Piszcie, czy Wam się podoba.
Komentujcie :)))
Mam nadzieję, że w końcu ktoś coś napiszę...
Dziękuję Candince za każdy komentarz ;*
 Przy okazji wpadnijcie też na jej bloga http://candice-returns.blogspot.com/

Spałam. Przez cały czas, przed oczami miałam obrazy z wypadku. Wszystko co wydarzyło się w ostatnim czasie, zmieściło się w tym jednym, krótkim, tak mi się wydawało, śnie. Myśli przeskakiwały jedne za drugimi. Przeżywałam wszystko od nowa. Widziałam swoich rodziców. Widziałam jak ich zabijał. Rozszarpał moich rodziców. Potem zauważyłam siedzącą w koncie, moją małą płaczącą i przytulającą swojego ukochanego króliczka do siebie, siostrzyczkę. Tak strasznie płakała... Nie nie mogę... Ten widok był tak przerażający, że nie mogę tego określić. Krzyczałam, ale nie mogłam nic zrobić. Ona tak strasznie płakała i tuliła tego małego, niebieskiego, pluszowego misiaczka. Nie mogłam tego wytrzymać! W kółko to samo. Krzyczałam i próbowałam im pomóc. Do oczu cisnęły mi się łzy, które wypływały strumieniami. Wolałam umrzeć, niż wciąż to oglądać. Najgorszy widok, którego nie zapomnę do końca życia. 

W końcu otworzyłam oczy. Widok, który zobaczyłam był tak piękny i upragniony, że nie mogłam powstrzymać płaczu. Mimo tego, że był to szpital. Szary, zapełniony chorymi szpital, to było to dla mnie najpiękniejsze miejsce na świecie. Wreszcie wróciłam z tamtego świata. Skończył się ten sen. Zobaczyłam babcię, która trzyma mnie za rękę i śpi, trzymając głowę na moim brzuchu. Zaczęłam płakać coraz głośniej. Nie chciałam jej obudzić, ale mój szloch stał się tak głośny, że w końcu przerażona podniosła głowę.
- Pola !? - krzyknęła widząc mnie zalaną łzami - Co się stało ?
- Nic babciu, nic... - powiedziałam zaczynając łkać coraz bardziej
- Dziecko, powiedz co się dzieje ? Byłaś w śpiączce prawie pół roku... - na te słowa rozpłakałam się jeszcze bardziej, a babcia zaczęła płakać ze mną. 
Obejmując ją za szyję, przytuliłam do siebie i ucałowałam w czoło
- Kocham Cię babciu, wiesz ? Tak bardzo mocno Cię kocham... 
Płakałyśmy obie jeszcze przez kilka minut, gdy wreszcie nasz płacz przerwała pielęgniarka, a potem konsylium doktorów, wbiegających i przecierających oczy ze zdziwienia. Miałam nie przeżyć, a jednak udało się. 
- Miałaś wiele szczęścia Polu. - powiedział jeden z doktorów, szczerze się do mnie uśmiechając 
- Ale jest jeden problem... - dopowiedział drugi, ale tym razem nikt się nie roześmiał. Wszyscy przybrali ponure miny. Poczułam dreszcz i patrząc na spoglądających na mnie z grobowymi minami doktorów, wydusiłam z siebie.
- Co ?
- Polu, twój stan był naprawdę ciężki. Twoje kości, twój kręgosłup... Prawie każda kość była złamana... Nie miałaś szans na przeżycie, a jednak żyjesz... - kręcił jeden z doktorów, przewracając oczami po całej sali
- Nie będziesz mogła chodzić... - dopowiedział drugi
Moje oczy zrobiły się wielkie jak arbuzy. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Spróbowałam poruszyć jedną z nóg i nic. Potem drugą. Moje wysiłki schodziły na marne. Zacisnęłam zęby i ze wszystkich sił starałam się unieść swoje nogi w powietrze.
- Polu to nic nie da... - powiedziała, zwracając się w moją stronę ze łzami w oczach babcia - Przepraszam...- znowu rozpłakała się, patrząc mi prosto w oczy.
- To może my zostawimy Was same - powiedział jeden z doktorów, po czym obydwoje wyszli z sali, zamykając za sobą drzwi.
- Nie płacz babciu, słyszysz ? - powiedziałam ocierając ręką łzę z oczu babci - To nie twoja wina, rozumiesz ? - Przytuliłam babcię znowu do siebie - To nie Twoja wina - powiedziałam szeptem
Babcia nie mogła powstrzymać swoich łez. Z reszta ja też. W końcu udało nam się uspokoić. 
- Babciu, poradzimy sobie, wiesz ? Nie z takimi rzeczami sobie radziliśmy, nie prawda ? Przecież żyję - próbowałam udawać uśmiech. Babcia otarła z oczu łzy. Mój wzrok przykuł stolik znajdujący się za plecami babci, a właściwie to co na nim stało. Znajdowało się na nim pełno kwiatów. Jeden bukiet obok drugiego. Kwiaty każdego rodzaju. Były takie piękne.
- Skąd to ? - spytałam wskazując na kwiaty i uśmiechając się. 
Babcia odwróciła się i podała mi jeden z bukietów. Wzięłam je do ręki. Były takie piękne. Nie mogłam powstrzymać się, aby je powąchać. Pachniały równie pięknie, jak wyglądały. W tym zapachu było zawarte wspomnienie wszystkich wakacji na wsi. Ten piękny, wyrazisty zapach. 
- Jakie piękne...
- To od Wojtka - powiedziała uśmiechając się babcia
- Od Wojtka ?
- Tak od Wojtka. Przychodzi tutaj codziennie i przynosi kwiaty. - powiedziała po czym spuściła wzrok na ziemię - Chyba czuje się winny. 
Wtedy przypomniałam sobie coś jak przez mgłę.
- Tak on tu był. Trzymał mnie za rękę i coś mówił... - tyle pamiętałam - Ale zaraz on cos mówił, ale co ? On...
- Dzień Dobry - usłyszałam znajomy głos i obydwie z babcią spojrzałyśmy w stronę drzwi

Rozdział 5

Dziękuję wszystkim, którzy czytają mojego bloga.
To wiele dla mnie znaczy.
Rozdział może być trochę chaotyczny, miałem wenę, napisałem i dodałem. Przepraszam za wszystkie błędy...
Liczę na komentarze.

Miałam przed oczami całe swoje życie. W jednej chwili, która dla mnie trwała niemal wieczność, wróciłam do początku, by zaraz być na końcu swojego życia. Widziałam jak przyjeżdża karetka. Widziałam płaczącą babcię, dziadka, mojego brata i Wojtka. Zbiegowisko obok przystanku. Unosiłam się nad swoim ciałem. Chciałam wrócić, wstać, przytulić swoją rodzinę, powiedzieć, że nic mi nie jest, ale nie mogłam. Chociaż starałam się coś powiedzieć, nikt mnie nie słyszał. Krzyczałam, ale nikt nie reagował. Karetka odjechała. Reanimowali mnie, ale bez skutku. Kierowca samochodu płakał i płakał. Trzymał się za głowę, siedząc na masce swojego czarnego samochodu. Obserwując całą sytuację z góry, dowiedziałam się z jego relacji, że sam nie wie, jak to się stało. Stracił z sobą kontakt, nie mógł nic zrobić, jednak dla policji to żadne wytłumaczenie. Wyśmiali go i zwyzywali od wariatów. Jechał za szybko, potrącił dziewczynę, która może tego nie przeżyć. Nikt nie myślał o nim. Wszyscy współczuli mi. Ja jednak domyślając się prawdy o prawdziwym sprawcy tego zdarzenia, chciałam podbiec do niego i powiedzieć mu, że to nie jego wina.

Dojeżdżając na sygnale do szpitala, dowiedziałam się, że muszę mnie jak najszybciej zoperować, jednak lekarze nie dają mi wielkich szans na przeżycie. Nagle poczuła, znajomy chłód. Wszystko zaczęło się ściemniać. Wyszłam na korytarz. Na końcu stała czarna postać, która uśmiechała się znajomo. Zbliżała się w moją stronę, a ja czułam coraz większy chłód i ciemność, która była już tak gęsta, że nie widziałam czubka własnego nosa. Wtedy zauważyłam światło. Światło, które przebijało ciemność, które wyłaniało się zza mnie. Odwróciłam się. Wokół mnie, nie było już korytarza. Z ostrego, białego, najjaśniejszego jakie w życiu widziałam światła, wyłaniały się trzy sylwetki. Zasłoniłam oczy, bo światło było tak jasne, że nie mogłam patrzeć. I wtedy zaczęłam biec w stronę jasnego światła, a wraz ze mną ciemna postać, która końcem palców, próbowała złapać mnie, za szybujące w powietrzu włosy. A trzy jasne postacie, które stawały się coraz wyraźniejsze, patrzyły spokojnie w moją stronę. Chwyciły się za ręce, a bijący od nich blask uderzył w moją stronę z zawrotną siłą. Teraz widziałam wyraźnie ich twarze. Uśmiechnięte, szczęśliwe i takie piękne. Wszyscy troje w lśniących białych szatach. Mama, tata i moja mała siostrzyczka. Nic nie mówili, tylko patrzyli w moją stronę. Uderzona białym promieniem, poczułam, że zaczynam spadać. Spadałam bardzo szybko, coraz szybciej. Jasne światło bledło gdzieś w oddali, a wokół widać było tylko ciemność. Szum i wrzaski, gra świateł, sceny z mojego życia, tworzyły jakby wir, który ciągnął mnie w dół. Czułam, ze kiedyś to spadanie musi się skończyć. I wtedy stało się. Uderzyłam w dół. Wzięłam głęboki oddech. Z całą siła wpadłam... z powrotem do swojego ciała. Lekarze krzątali się koło mnie jak szaleni. Za wielkim oknem widziałam babcię, która płakała. Do oczu cisnęły mi się łzy. Czułam ogromny ból. Jeden z lekarzy, założył mi na twarz maskę. Kazał mi oddychać. Zrobiłam kilka wdechów i zasnęłam.

Drugi blog

Ostatnio stwierdziłem, że jeden blog mi nie wystarczy, dlatego zacząłem pisać drugie opowiadanie, bo mam pomysł i chęć. Dziękuję za czytanie i każdą wizytę. Każdy czytelnik jest dla mnie bardzo ważny. A tutaj macie link http://biegnac-do-nikad.blogspot.com/.

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 4


Następnego dnia jakoś łatwiej było mi wstać. Wyłączyłam budzik. Leżałam jeszcze przez chwile patrząc w sufit. Podniosłam się powoli i usiadłam. Spojrzałam na rękę. Wczorajsza rozmowa z babcią wiele mi dała do myślenia. Jestem teraz jakby ofiarą przeznaczenia, która jest odpowiedzialna, by dobrze wykorzystać powierzony sobie dar.  Jeżeli moi rodzice, moja siostra, musieli dla niego zginąć, nie mogę się poddawać, muszę walczyć dla nich i za nich... No właśnie, za nich, bo przecież obiecałam sobie, że ich pomszczę.  Obiecałam i słowa dotrzymam. Wstałam więc, pobudzona tą myślą, jak zwykle pierwsze zsuwając prawą nogę z łóżka, by nie wstać lewą. Pobiegłam do łazienki, bo własnie zdałam sobie sprawę, że zostało mi już tylko 15 minut do odjazdu autobusu. Energicznie otworzyłam szafę i założyłam pierwszą rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy. Moją wybranką została jasnoróżowa, krótka sukienka, do której założyłam dżinsową kurtkę i czerwone trampki. Wyglądałam trochę dziwnie, ale co tam, jakoś nie zależy mi teraz na wyglądzie. Wbiegłam jeszcze raz do łazienki, poprawiłam włosy, nałożyłam na szczoteczkę pastę i zaczęłam szybko szorować zęby. Przepłukałam usta, przemyłam jeszcze raz twarz i rzuciłam się w pogoń za poszukiwaniem jakiejś torebki, do której wsadziłabym książki. Wyjęłam swoją ulubioną, brązową torebkę od mamy, tak na szczęście, które zapewne przyda mi się w pierwszy dzień szkoły. Wrzuciłam do niej książki. Ostatni raz podbiegłam do lustra, sprawdziłam nienaganność fryzury, nałożyłam błyszczyk, chwyciłam za torebkę i zbiegłam na dół. Przebiegając przez kuchnie, chwyciłam woreczek z kanapkami, pocałowałam babcię i dziadka w policzek, mówiąc "Pa" i wybiegłam z domu, potykając się o próg. Na szczęście w porę udało mi się złapać równowagę. Usłyszałam dźwięk zamykającej się furtki, dobiegający z domu obok. To Wojtek - pomyślałam i wybiegłam na ulicę, zamykając za sobą furtkę.
- Stój !!! Zaczekaj chwilę ! - krzyknęłam biegnąc w stronę chłopca. Stanął i patrzył na mnie jak zamurowany.
- Cześć. - powiedziałam do chłopca, który patrzył na mnie, nie ruszając się nawet o krok z miejsca !?!
- Cześć - odpowiedział nieśmiało blondyn, poprawiając przy tym okulary. Staliśmy chwile i patrzyliśmy się na siebie, poczułam się trochę niezręcznie, stojąc tak, nic nie mówiąc i starając się powstrzymać zadyszkę, po biegu. Wojtek zrobił się cały czerwony. Popatrzyłam na jego nogi, którymi ze wszystkich sił starł się poruszyć i zdałam sobie sprawę, że zrobiłam coś głupiego. Teraz ja zrobiłam się cała czerwona. Krzyknęłam "stój", a chłopak zatrzymał się od razu i nie mógł się ruszyć. Jaka ja jestem głupia...
- No to chodźmy - powiedziałam, a chłopak  z uśmiechem i jednocześnie zdziwieniem, poruszył nogami. Schylił się i pomasował kolana. Był zdziwiony tym co się stało, jeszcze bardziej niż ja. Babcia dobrze mówił, że to dar, ale i przekleństwo.
- Widziałaś ? - spytał
- Co ? - odpowiedziałam udając, że nie zauważyłam nic dziwnego.
- Nie ważne...
- Idziesz ? - spytałam spoglądając w jego niebieskie oczy, ukryte za okularami.
- Nooo... - odpowiedział jakby trochę speszony.
- Mieszkasz po sąsiedzku ? - zagadałam
- Wygląda na to, że tak. - uśmiechnął się. - a ty jesteś tutaj chyba nowa, mieszkasz u dziadków ?
- No tak, wiesz rodzice wyjechali, wzięli młodszą siostrę ze sobą. Ja też chciałam jechać, ale rodzice uparli się, że mam szkołę i w ogóle. Nie pozwolili mi zostać w domu, tylko przywieźli mnie tu do babci.
- Ale dziadków masz przynajmniej fajnych...- powiedział uśmiechając się delikatnie - Ja chyba nie dał bym rady teraz tak pójść do innej szkoły. Poznać nowych ludzi, nauczycieli, a opuścić starych. Najchętniej, to w ogóle bym nie szedł do tej szkoły i nie spotykał tych wszystkich ludzi. Ale trudno, obowiązek, to obowiązek...  - powiedział, robiąc smutną minę - A co tam u ciebie ? Trochę się zmieniłaś od kiedy cię ostatnio widziałem. Na początku w ogóle nie mogłem cię poznać.
- U mnie nic nowego, jak zwykle. Przeprowadziłam się tak jak już mówiłam, a tak to chyba nic ciekawego. Szczerze, to muszę ci przyznać, że ja w ogóle cię nie pamiętałam. - powiedziałam kierując swój wzrok na ziemię - Znaczy wydawałeś mi się znajomy, ale tak jakoś nie mogłam sobie przypomnieć. Zmieniłeś się nie do poznania, chociaż jest w Tobie to coś, co na zawsze utkwiło mi w pamięci... - powiedziałam i zobaczyłam zaciekawienie i wyskakujący rumieniec na twarzy chłopca - ... te twoje niebieskie oczy. - teraz i ja się zaczerwieniłam - Dopiero jak zobaczyłam cię przez okno, to coś skojarzyłam i babcia mi powiedziała, że to ty. 
- Nie dziwie się tobie, sam bym nie chciał siebie pamiętać. - powiedział, trochę się krzywiąc
- Ejjjjj... - szturchnęłam go lekko w ramię - Nie łap mnie za słowa. Nie o to mi chodziło. Mam krótką pamięć i tyle.
- Tak, tak oczywiście... - odparł marszcząc dolną wargę
- Jak tak, to się obrażę - odpowiedziałam zakładając rękę na rękę i przyśpieszając kroku
- Żartowałem przecież - powiedział śmiejąc się, a ja dalej udawałam obrażoną - Przepraszam, nie obrażaj się - powiedział teraz z błagalną miną
- Nie obraziłam się - odpowiedziałam uśmiechając się widząc jego smutną minę - Przecież wiesz, że nie mogła bym o Tobie zapomnieć. Chętnie wróciłabym do tamtych czasów, gdy bawiliśmy się razem.
- Taa... ja też - powiedział wzdychając.
- Autobus ! - krzyknęłam widząc nadjeżdżający do widocznego na horyzoncie przystanku, Autosan.
Obydwoje ruszyliśmy ile tylko sił w nogach, aby autobus nam nie odjechał. Na szczęście nie byliśmy jedynymi osobami czekającymi na jego odjazd, dlatego koledzy Wojtka poprosili kierowcę, aby chwilę na niego poczekał. Zadyszani wbiegliśmy do autobusu. Miałam cichą nadzieję, że Wojtek usiądzie ze mną. On jednak poszedł do kolegów i zajął ostatnie miejsce na samym tyle autobusu. Zostałam sama. Wszyscy mierzyli mnie swoim wzrokiem, a ja ich ponure miny, starałam się odwdzięczyć uśmiechem. Przemierzyłam pół autobusu i wreszcie znalazłam dwa puste siedzenia. Usiadłam i położyłam obok torebkę. Oparłam się o siedzenie i patrzyłam na przemijające za oknem obrazy. Słyszałam Wojtka rozmawiającego i śmiejącego się z tyłu z kolegami. Było mi strasznie smutną będąc samej.
Autobus wreszcie dojechał na miejsce. Wysiedliśmy i poszliśmy do miejsca w którym przez następne 10 miesięcy miałam spędzać większą część dnia. Za Wojtkiem i jego kolegami udałam się do naszej szatni. Przebrałam się i poszłam do klasy. Zadzwonił dzwonek i wkrótce zaczęła się pierwsza lekcja.
Przez cały dzień nie działo się nic ciekawego. Na lekcjach omawialiśmy kryteria oceniania. Przez kilka lekcji i przerw, które w większości niezauważona, spędziłam sama, zdążyłam zauważyć, że moja klasa jest bardzo zgrana. Wszyscy się ze sobą dobrze dogadują, choć są małe wyjątki. Żartują z nauczycielami, śmieją się. Na przerwach siedzą wszyscy razem i wygłupiają się. Już na pierwszej godzinie z wychowawcą padła propozycja wycieczki klasowej. Moja klasa z Krakowa też była świetna, ale ta tutaj wydawała się wręcz idealna. Nie pasowałam do nich. Chociaż starałam się nie pokazywać swojego smutku po utracie rodziców i robić dobre wrażenie, to będąc sama, wciąż myślałam o nich. Wszystko mi ich przypominało. Nawet sama szkoła. No i jeszcze okłamałam swoich kolegów i nauczycielkę, mówiąc że moi rodzice wyjechali. Teraz będę musiała ciągnąć to dalej, albo powiedzieć prawdę i czekać na ich reakcję na moje kłamstwo. Na dodatek pod koniec ostatniej lekcji strasznie zaczęła boleć mnie głowa. Przez cały dzień prawie nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Zamieniłam, dosłownie, kilka słów.
W końcu nadeszło wybawienie. Strasznie ciągnąca się ostatnia lekcja, wreszcie została przerwana przez dzwonek. Wszyscy pobiegli do szatni. Ubrałam buty i poszłam w stronę wyjścia. Koło naszej szkoły biegła dosyć spokojna droga, przy której stał przystanek. Zamknęłam za sobą drzwi i założyłam słuchawki na uszy. Puściłam swoją ulubioną piosenkę i pogłośniłam muzykę najgłośniej jak się dało. Przez dzisiejszy dzień, towarzyszył mi tylko ten odtwarzacz, dzięki któremu jakoś udało mi się dotrwać do końca. Dochodząc do przystanku na którym stał Wojtek i cała jego paczka, poczułam niemiłosiernie silny ból głowy. Zdawało się, że ból rozsadzi mi zaraz całą czaszkę. Zrzuciłam słuchawki z uszu i zachwiałam się na bok, prawie upadając. Usłyszałam tylko krzyk : Uważaj ! I jak przez mgłę Wojtka biegnącego w moją stronę. Nagle usłyszałam warkot silnika i jeszcze większy ból, który sparaliżował całe moje ciało. Poczułam ogromną siłę, która odrzuciła mnie daleko powodując nieopisany ból. W kilka sekund, które dla mnie trwały wieczność, wzleciałam w górę niesiona siła uderzenia i spadłam na asfalt, kilka metrów dalej. Ból był tak rozległy, że zaraz zemdlałam. Zobaczyłam tylko kałużę krwi i krzyczącego coś przez łzy Wojtka.


poniedziałek, 18 marca 2013

Liebster Awards

Mój blog www.cwp.blog.pl który tutaj po prostu przekopiowałem, został nominowany do Liebster Awards, dlatego kopiuje i tutaj tą nominację. 

Mój blog został nominowany do Liebster Awards przez http://vashappenin-hate-love.blogspot.com/2013/02/liebster-awards-4-i-5.html za co naprawdę bardzo jej Dziękuję... :D
Tak więc odpowiedzi na pytania, które zadała:
1. Nie wstydzisz się swojego idola ?
Nie wstydze się, chociaż czasami niektórzy śmieją się ze mnie, że go lubię.
2. Co cenisz w drugim człowieku ?
W drugim człowieku cenię szczerość,  kierowanie się swoją drogą, a nie wyznaczonymi ścieżkami. Upartość w dążeniu do celu. Nie poniżanie innych. Patrzenie na własne wady i staranie się ich pozbyć. Nie przechwalanie się i wywyższanie ponad innych.
3. Mixer?? Jeżeli tak to dlaczego??:D
Nie...
4. Jesteś szczęśliwa/wy??
Mam wszystko czego potrzebuję  rodzinę, dom,  kolegów, więc powinienem być szczęśliwy.
5.  Co sądzisz o Zerrie??
Zerrie...  Jakoś nigdy mnie to nie interesowało... Ale wiem, ze pewna osoba nie trawi tego związku, więc ja też za nimi nie przepadam, ogólnie nie lubię związków między sławnymi ludźmi, bo zwykle są ze sobą ze względu, by jedna ze stron, mniej popularna, stała się bardziej popularna prze tą popularniejszą osobę z pary.
6. Za co uwielbisz 5 tych naszych wariatów??
Są dla mnie przykładem, abym nie poddawał się mimo tego, że ktoś mnie nie lubi i we mnie nie wierzy. Że są w życiu chwile, które są trudne, ale trzeba z nich wynieść lekcje na dalsze życie. Nie wolno  poddawać się od razu, tylko dążyć uparcie do marzeń. Jeżeli ktoś się z nas śmieje, śmiać się z tego jeszcze głośniej . Nie pokazywać, że się czegoś boimy, czegoś nie pokonamy, nie dać satysfakcji ludzią którzy nas nie lubią.
7. Myślisz o przeszłości??
Trudno, mimo tego, ze czasami bardzo się chce, zapomnieć o przeszłości. Jest częścią naszego życia, ona nas kiedyś kształtowała, dlatego zawsze pozostanie w nas i będziemy mimowolnie do niej wracać.  Gdy jest mi smutno, gdy widzę ludzi, którzy mnie przezywali, wracają smutne wspomnienia, ale są i te dobre, które najczęściej wspominam z rodziną, lub przyjaciółmi.
8. Ulubiona piosenka??
Jest ich dużo i to strasznie, np. Linkin Park - Castle of Glass, WillIam & The Script - Hall of Fame (nie będę bardziej się ropisywał, bo trochę tego jest) ale najbardziej mimo wielu lat od wydania lubię piosenkę Rihanny - California King Bed i Only Girl
9. Ile latek??
16
10. Ulubiony kraj??
Od niedawna Wielka Brytania, ale też USA i Hiszpania
11. Ulubione warzywo??
Lubię pomidory, kapustę, noi oczywiście marchewkę
Moje nominacje
http://vashappenin-hate-love.blogspot.com/
http://fantasy-one-direction.blogspot.com/
http://blogoonedirectionismylife.blogspot.com/
http://candice-returns.blogspot.com/

Pytania :)
1. Ile masz lat i jak masz na imię ?
2.Lubisz fantasy ?
3.Lubisz się uczyć ?
4. Kogo najbardziej chciałabyś/-byś spotkać ?
5. Twoje największe marzenie ?
6. Jakieś plany na przyszłość ? ( kim chcesz zostać ?)
7. Twój ulubiony zespół, za co go lubisz i ich ulubiona piosenka.
8. Co byś najbardziej w sobie zmieniła/-ił
9.Barca czy Real ? (lubisz piłkę nożną, jakiś inny sport ?)
10. Jakimi cechami będziesz się kierowała/- ał w wyborze przyszłego partnera życiowego ? (jakie cechy cenisz)
11. Czym kierujesz się w życiu, co jest twoim natchnieniem ?

Sorry, że nominowałem tylko tyle osób, ale nie czytam za dużo blogów, więc nominowałem tylko te, które znam, albo o których słyszałem.  Zakłopotanie

Dziękuje przy okazji każdemu, kto przeczytał mojego bloga, to dla mnie bardzo ważne i przepraszam, ze dawno nie dodawałem żadnego rozdziału, ale nie miałem czasu, sory. Jeszce raz dzięki, za miłe komentarze !!! :P

Rozdział 3


Jak szybko minęła ta noc. Rano niechętnie podniosłam głowę z poduszki.
-Ostatni dzień wakacji - pomyślałam i uderzyłam twarzą w poduszkę.
- Ałłłł… - musiałam uderzyć akurat w rękę. Głowa mnie już nie boli, ale dłoń strasznie piecze. Aż boję się zobaczyć, co jest pod bandażem.
Niechętnie wstałam z łóżka, poszłam do ubikacji, stanęłam przed lustrem.
- O matko, co to jest w tym lustrze – pomyślałam – wyglądam jak wielka kupa nieszczęść. Włosy jak po uderzeniu pioruna, odbita ręka na policzku, podkrążone oczy... Dobra nie ważne, tym się później zajmę.
Powoli zaczęłam ściągać z ręki opatrunek. Powoli, aby nie zedrzeć strupa, bo będzie bolało jeszcze bardziej. Odwiązałam bandaż i teraz chwila prawdy, delikatnie ściągnęłam gazę. Moje wielkie oczy zrobiły się jeszcze większe.
- Co jest ? Na ręce nie było rany, nie było krwi, nie było strupa, było tylko coś dziwnego, a raczej zaskakującego. Blizna, która raczej przypominała znamię, a nie pamiątkę po wbiciu szkła. Z samego środka dłoni wychodziła, wijąc się w koło, by zakończyć się przy małym palcu, lekko czerwonawa linia. Tworzyła niezakończone spiralnie skręcone koło.
- Skąd się to tu w ogóle wzięło? Co to jest? - pomyślałam
-Puk, puk – usłyszałam pukanie do drzwi
- Kto tam? – spytałam
- To ja, babcia. Wszystko w porządku? Jak ręka?
- Dobrze… - odpowiedziałam załamując głos
- To się cieszę. Przyjdź szybko na śniadanie.
- Ok, zaraz tylko się umyję. - wykrzyknęłam do babci
I co teraz z tym zrobić? Może powiedzieć babci… Wścieknie się gdy się dowie, że ruszałam to pudełko. Co mnie głupią podkusiło. Ale skąd to? Jakim to cudem? Co to w ogóle znaczy? Ciekawe czego się jeszcze mogę spodziewać? Ale teraz nie pora na zastanawianie się nad tym, bo zaraz babcia wróci…
Ogarnęłam się jakoś, zawinęłam z powrotem rękę i zeszłam do kuchni. Babcia przygotowała kasze z mleka i mąki, która nie wyglądała zbyt apetycznie, ale bardzo mi smakowała.
Po południu pojechałyśmy z babcią zrobić zakupy do szkoły. Kupiłyśmy parę rzeczy w sklepie papierniczym i pojechałyśmy do księgarni, aby odebrać zamówione książki. Byłam gotowa, aby zmierzyć się z kolejnym rokiem szkolnym.
Zbliżała się noc. Przez cały dzień udawało mi się jakoś uniknąć pytań o dłoń. Nie wiedziałam co z tym zrobić. Jak tylko babcia się o tym dowie to się wścieknie.
Odwinęłam bandaż. Patrząc na Blizne, szukałam w internecie znaku podobnego do tego. To co znalazłam to same bzdety. Muszę coś z tym zrobić. Weszłam do ubikacji, wyjęłam swoją kosmetyczkę i wyjęłam korektor. Udało mi się zatuszować znamię. Zostawiłam tylko kawałek na środku, żeby nie było, że blizna zniknęła całkiem. W samą porę. Babcia właśnie weszła do mojego pokoju. Zauważyła bandaż leżący na moim łóżku i szybko przyszła za mną do łazienki.
-  Kolacja... Jak tam ta ręka ? - spytała
- Dobrze. – pokazałam jej dłoń.
- Tak szybko się zagoiła ?!?– patrzyła zadziwiona
- No widzisz, szybko się regeneruję… - powiedziałam, po czym usłyszałam dobiegający z dołu głos dziadka.
- Gdzie są moje okulary do czytania? – krzyczał z dołu do babci. Babcia odwróciła się w stronę wyjścia.
- Położyłam je obok moich, tam na półce z książkami. – krzyknęła
- Nie ma ich. – wrzeszczał poirytowany dziadek.
Wtedy spojrzałam na moją rękę. Znamię jakby płonęło niebieskim ogniem. Schowałam rękę za plecy.
- Babciu idź może pokaż dziadkowi gdzie są, wiesz jaki on jest… - powiedziałam robiąc słodką minkę.
- Ale przyjdź zaraz na kolację. – powiedziała stanowczo
- Zaraz, tylko muszę jeszcze coś… załatwić – powiedziałam uśmiechając się.
Poszła sobie. Na szczęście. Wyjęłam rękę. Biło od niej niebieskie światło. Podeszłam do komody chcąc założyć bandaż z powrotem. Wzięłam go do ręki, ale na dłoni było widać już tylko zwykłą Blizne. Nie świeciła. Dziwne. Naprawdę to jest strasznie dziwne. Chyba mam jakieś omamy.
- Chodź na dół– usłyszałam poirytowany głos babci dobiegający z kuchni
- Już idę – krzyknęłam. Zgasiłam światło. Do pokoju przez okno, docierało już tylko światło księżyca. Zamknęłam drzwi.
-O kurde, zapomniałam owinąć ręki -  Otworzyłam drzwi z powrotem  i weszła do środka. Przechodząc przez oświetloną przez księżyc część pokoju, zauważyłam, że na ścianie mignęło niebieskie światło. Światło jakby odbite od księżyca, jednak po stronie pokoju, do którego nigdy to światło nie docierało. Podeszłam do łóżka, wzięłam bandaż i zauważyła, że światła już nie ma. Zastanawiając się nad źródłem dziwnego światła podeszłam do ściany, przejechała po niej ręką, ale nie zauważyłam nic dziwnego. Moja ciekawość nie zna jednak granic, więc cofając się z powrotem parę kroków do tyłu, stanęłam w miejscu, gdzie docierało światło księżyca. Na ścianie znów pojawiło się niebieskie światło. Podeszłam do przodu do tyłu i tak kilka razy. W końcu, jak zwykle niezdarnie potykając sie o krawędź łóżka, upuściłam bandaż. Schylając się po niego, zauważyłam, ze moja ręka naprawdę świeci. Świeci i to światłem do złudzenia przypominającym światło księżyca, choć bardziej niebieskie. Weszłam znów w zacienione miejsce. Ręka nie świeciła.
- Pola !?! – usłyszałam znowu głos babci.
- Już… - założyłam bandaż i zeszłam na dół.
Schodziłam powoli, patrząc, czy przez któreś okno nie wpada światło księżyca. Babcia z dziadkiem już jedli. Spóźniałam się jak zwykle tylko ja. Brata nie było. Pojechał gdzieś, miał nie wrócić na noc. Rękę przez cały czas trzymałam na kolanach.
- Jesteś coś podenerwowana. – powiedziała babcia.
- Nie…
- Przecież widzę.
- A ty byś nie była, gdybyś szła do całkiem nowej szkoły w której nikogo nie znasz? – powiedział dziadek.
- No racja.- westchnęła babcia. – Gotowa jesteś na jutro? Masz na pewno wszystko? Zjedz i połóż się spać.
Na szczęście dziadek załatwił sprawę za mnie, babcia nie musiała słuchać moich głupich i bezsensownych tłumaczeń. Zjadłam i za radą babci poszłam na górę. Położyłam się, ale nie spałam. Patrzyłam na rękę. Jednak nie zdawało mi się. Ale skąd? Jeszcze kilka miesięcy temu nie uwierzyła bym w to co się dzieje. Ale teraz po tym wszystkim, mogę spodziewać się wszystkiego. Nic mnie już nie zaskoczy - chyba. Wtuliłam głowę w poduszkę i zasnęłam.
Następny dzień nadszedł szybciej, niż się tego spodziewałam. Trochę podenerwowana, ubrana w swoją ulubioną, czerwoną sukienkę, poprawiłam swoje loki i wyruszyłam do szkoły. Dochodząc do przystanku, zauważyłam że nikogo tutaj nie znam. Same obce twarze. Wszyscy mierzyli mnie z góry do dołu swoim wzrokiem. Tylko jeden chłopak (choć nie wiem skąd) wydawał mi się znajomy.
Nadjechał autobus. Wszyscy biegnąc, by zająć miejsce jak najdalej w tyle, wciskali się przez drzwi miażdżąc się nawzajem. Mi nie zależało, aby zająć ostatnie miejsce. Weszłam prawie ostatnia. Przemierzałam autobus w poszukiwaniu wolnego miejsca. W końcu mój wzrok utkwił w chłopaku, patrzącym przez okno. Tym samym, którego widziałam na przystanku i który wydał mi się znajomy.
- Przepraszam. Mogę ? – spytałam
- Tak jasne, siadaj. – powiedział przesuwając się trochę bardziej do okna.
Usiadłam. Autobus ruszył i mimo gwaru w autobusie, między nami, zapanowała niezręczna cisza.
Skądś znam tego chłopaka. Chciałam coś powiedzieć, ale jakoś nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Siedziałam jak słup soli, wpatrzona w jeden punkt, starając się nawet oddychać jak najciszej, co w moim przypadku jest naprawdę dziwnym zachowaniem. Chłopak też wydawał się dziwnie speszony. W końcu odrywając wzrok utkwiony gdzieś za oknem, odwrócił głowę w moją stronę:
- Jesteś nowa? - przerwał nieznajomy blondyn.
- No tak… - powiedziałam wreszcie łapiąc porządny oddech
- Wojtek jestem tak w ogóle… - przedstawił się chłopak
- Ja Pola.
- Miło mi. Skąd przyjechałaś ? – spytał uśmiechając się
- Ja, ja mieszkam u babci… znaczy z Krakowa. – odpowiedziałam czerwieniąc się - no a ty?
- Ja jestem stąd. - powiedział szczerząc zęby
- Kiedy się przeprowadziłaś ? - spytał, ale nie zdążyłam odpowiedzieć, bo autobus właśnie stanął. - Może innym razem pogadamy. - odpowiedział poprawiając okulary.
Teraz już nikomu nie śpieszyło się tak jak przy wchodzeniu. Każdy powoli jeden za drugim, nie przepychając się, z wielką niechęcią opuszczał autobus. Szłam za nimi do kremowego budynku w którym mieściła się szkoła. Na holu, gdzie miała odbyć się akademia, panował straszny gwar. Wśród tłumu nieznajomych, czułam nasilające się uczucie samotności. Wszyscy się tu znali. Ja znałam, a tak właściwie zamieniłam z nim kilka słów – chłopaka z autobusu.
Wszyscy śmiali się, opowiadali sobie o wakacjach, przepychali. Cieszyli się pierwszym spotkaniem po chwili odpoczynku, ale byli i tacy, którzy z ponurymi minami stali gdzieś sami. Do tych osób należałam i ja. W końcu na scenę wyszła ciemnowłosa i złowrogo wyglądająca kobieta, ubrana w szarą spódnice i żakiet – typowa nauczycielka. Nic nie mówiła, patrzyła tylko na wszystkich. Gwar powoli cichnął, aż w końcu wszyscy zamilkli. Patrzyli na stojącą na środku sceny kobietę, która posyłała im surowe spojrzenie.
Kobieta okazała się dyrektorką, która zaraz rozpoczęła nowy rok szkolny. Po akademii, pani dyrektor wyszła jeszcze raz na scenę, powiedziała parę słów i wszyscy rozeszliśmy się do klas.
Do klas, no właśnie. Gdzie moja klasa ? Hol powoli opustoszał. Podeszłam do drzwi na których pisało „Sekretariat”. Zapukałam i weszłam do środka.
- Dzień dobry - powiedziałam zamykając za sobą drzwi.
- Dzień dobry… – dała się słyszeć odpowiedź kobiety, spoglądającej zza okularów.
- yyy… Jestem nowa. Chciałam spytać do której klasy mam iść – wydukałam po krótkim zastanowieniu.
- Nazwisko ? – powiedziała kobieta, sięgając po stertę kartek leżących na biurku.
- Pola… Pola Szumielska. – powiedziałam wyciągając głowę, by zobaczyć przeglądaną przez kobietę listę.
- Zaraz… Szumielska, Szumielska… Ooo jest. Klasa IIIA. – powiedziała patrząc na moje nazwisko na liście
- Dziękuję – powiedziałam uśmiechając się.
- Proszę – powiedziała pani sekretarka, odwzajemniając uśmiech
- Do widzenia ! – wykrzyknęłam jeszcze, zamykając drzwi, za którymi stała dyrektorka. Zmierzyła mnie swoim zimnym spojrzeniem i otworzyła drzwi do sekretariatu.
- Dzień dobry… - wyjąkałam prawie szeptem, kierując wzrok za postacią kobiety. Biło od niej zimno. Ten wyraz twarzy i w ogóle. Wcale nie dziwię się, że każdy na sam jej widok cichnie. Nie chciałabym nigdy wylądować u niej na dywaniku.

Podeszłam do klasy. Sala numer 1. Zapukałam i powoli otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry. – powiedziałam, próbując udawać uśmiech.
- Dzień dobry ! - usłyszałam odpowiedź nauczycielki, opierającej się o biurko.
Wszyscy patrzyli na mnie, zdziwieni wejściem do klasy nieznanej im osoby.
- Ty pewnie jesteś Pola, tak ? – powiedziała, uśmiechając się nauczycielka
- Tak.
- Usiądź – odparła wyłaniając głowę zza dziennika w którym coś notowała
Podeszłam do ostatniej ławki, jedynej wolnej. Usiadłam.
- Pola Szumielska, tak ? – spytała nauczycielka
- Tak.
Wychowawczyni pogrążyła się dalej w notowaniu czegoś w dzienniku. Wszyscy szeptali coś do siebie. Niektórzy pokazywali na mnie. Czułam się trochę nieswojo. W końcu ich uwagę znowu skoncentrowała nauczycielka:
- Skądś znam to nazwisko. – powiedziała marszcząc brwi - Nie jesteś przypadkiem córką Eli ?
- Tak. – powiedziałam
- Co u mamy ? Przeprowadziliście się tutaj ? – spytała uśmiechając się
- Nie… Znaczy ja tak. Mama, rodzice, oni… - widziałam zainteresowanie na twarzy nauczycielki i kolegów, ale nie mogłam z siebie tego wyrzucić – …wyjechali. – powiedziałam w końcu łapiąc oddech - Tymczasowo mieszkam z babcią.
- Yhmmm. To pozdrów mamę. – powiedziała.
Na chwilę zapanowała cisza. Nauczycielka zapoznała nas potem z planem lekcji, powiedziała o  paru rzeczach i pozwoliła iść do domu. Co chwilę, tajemniczy chłopak z którym siedziałam w autobusie, patrzył na mnie. Udawałam, że go nie widzę, ale sama nie potrafiłam oderwać od niego wzroku.
Wyszliśmy. Autobus z powrotem zawiózł nas na przystanek na którym wsiedliśmy. Poszłam do domu. Chłopak szedł za mną, aż w końcu w okolicach domu dziadków gdzieś zniknął. Zaczęłam się go trochę bać.
Na stole czekał już cudownie pachnący obiad. Babcia krzątała się jeszcze koło garnków, a dziadek poprawiając okulary, zagłębiał się w czytaniu gazety.
- Cześć ! – powiedziałam, zwracając na siebie wzrok dziadków.
- No Cześć. Siadaj. – powiedziała, uśmiechając się babcia.
- Nie, za chwilę, idę się przebrać, ubrudzę się…
- No to idź, tylko szybko, bo wystygnie.
Poszłam na górę, ściągnęłam sukienkę i ubrałam krótkie spodenki i podkoszulek. Miałam już schodzić na dół, gdy przez otwarte okno usłyszałam znajomy głos. Podeszłam do okna i spojrzałam. Na podwórku sąsiadów stał chłopak, który przez cały czas wydawał mi się znajomy. Spojrzał na mnie. Szybko odsunęłam się od okna. Usłyszałam tylko głos kobiety wołającej chłopaka po imieniu – Wojtek! Z powrotem podeszłam do okna i spojrzałam na sąsiednie podwórko.
- Wojtek, Wojtek, kto to jest, zaraz… - pomyślałam
- Pola chodź szybko !!! – usłyszałam głos babci dobiegający z dołu.
- Już idę.
Zeszłam na dół. Umyłam ręce i usiadłam przy stole.
- Wojtek, Wojtek… - mamrotałam cicho pod nosem.
- Co ty tam mamroczesz ? – spytała babcia patrząc na mnie z dziwną miną.
- A nic… - powiedziałam, po czym zamilkłam na chwilę - A tak właściwie, to wasi sąsiedzi mają syna, Wojtka, no nie ?
- No jest Wojtek, ale to nie ich syn, jego rodzice zginęli w jakimś wypadku, gdy matka była z nim w ciąży, to cud, że go odratowali. Był wcześniakiem i lekarze nie dawali mu za dużych szans na przeżycie. I ci rodzice - ohh...  Mieszka z ciotką. Nie pamiętasz, bawiłaś się z nim jak przyjeżdżałaś do nas.
- Aha… Teraz już wiem skąd go znałam. No przecież bawiłam się z nim codziennie!!! – dziadkowie patrzyli na mnie ze zdziwioną miną. Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Ja cała czerwona, starałam się nie odrywać wzroku wyżej talerza i pochłaniałam zupę, łyżka za łyżką.
- Jak tam w szkole w ogóle ?? – spytał w końcu dziadek. Wreszcie mogłam zacząć normalnie oddychać.
- A nic ciekawego, nauczycielka podała plan lekcji, coś mówiła o zachowaniu, o tym jaki ten rok jest ważny, o egzaminie itp.
- Yhmm. A poznałaś już kogoś ?? – spytała babcia
- No właściwie, to nie. Znaczy Wojtka poznałam.
- Aaa… - powiedzieli dziadkowie razem.
- Znaczy, poznałam -  nie poznałam, bo już się kiedyś znaliśmy, a teraz nie wiedziałam kto to jest i dopiero dowiedziałam się jak mi powiedziałaś, że to on, że ja go kiedyś znałam, znaczy że go teraz nie poznałam… - patrzyłam na miny moich dziadków. – No to by było na tyle - powiedziałam jeszcze, czerwieniąc się znowu.
Zjedliśmy resztę obiadu w ciszy. Poszłam na górę. Spakowałam się do szkoły. Wieczór był taki piękny. Nudziło mi się, więc poszłam na spacer. Szłam gdzieś w stronę lasu, spokojną, polną drogą. Z pól zjeżdżały traktory. Czuć było zapach suszonego siana. Od zachodzącego słońca, które grzało mniej niż w dzień, ale jakby jaśniej, wszystko wokół, przybierało złoty kolor. Usiadłam pod lasem i patrzyłam na zachodzące słońce.
Powoli zaczynało robić się coraz ciemniej. Zauważyłam nadchodzące ciemne chmury. Robiło się coraz chłodniej i zaczynał wiać wiatr. Wstałam powoli i niechętnie zaczęłam iść w stronę domu. Powoli niewinny wietrzyk przeistaczał się w coraz potężniejszy wiatr, aby w końcu zakończyć się potężną wichurą. Z złowrogo wyglądających chmur, kropelka po kropelce zaczęły spadać, drobniutkie kropelki deszczu. Już po chwili chmur lunęło jak z cebra. Popatrzyłam w niebo, było przykryte aż po horyzont gęstymi chmurami. Nie było już tak przyjemnie jak wcześniej. Nie świeciło piękne, złote słońce, ale całą przestrzeń wokół przepełniał mrok. Szłam, po omacku. Wiatr wiejąc z zawrotną prędkością,  uderzał w moją twarz strugami deszczu jak kamieniami. W ciemności widziałam tylko wyłaniające się co chwilę sylwetki drzew. Miałam ochotę płakać, strasznie się bałam. Byłam sama na jakimś pustkowiu. Nagle wypełniającą wszystko wokół ciemność wypełniło światło. Niebo zajaśniało. Usłyszałam grzmot i wiązkę piorunów uderzającą z wielką siłą w ziemię. W końcu moje nerwy puściły zaczęłam płakać. Nie wiedziałam co robić. Starałam się jak najszybciej dotrzeć do domu dziadków, ale w mroku zgubiłam drogę. Szum wiatru, grzmot piorunów i bijące pioruny, tworzyły przerażający spektakl. Zaczęłam  biec, gdy nagle piorun uderzył w drzewo wyłaniające się spod mroku tuż przede mną. Zaczęło się palić. Jedna z gałęzi spadła prawie przed moimi nogami. Odskoczyłam do tyłu. Nie mogłam już tego wytrzymać. Popatrzyłam na niebo, do oczy wlewały mi się krople deszczu, a wylewały łzy.
- Dlaczego ja ? – krzyczałam – Dlaczego akurat na mnie cały świat się uwziął ? Co ja takiego zrobiłam ? Czemu mi musi się to przytrafiać ? Dlaczego gdy inni wychodzą na spacer, nagle  nie wiadomo skąd, nie zaczyna padać ? – piorun uderzył gdzieś w lesie, a huk i błysk był tak ogromny, że przez chwilę nie wiedziałam co się dzieję – Przestań !!!! – krzyknęłam w końcu w złości, a mój głos rozniósł się po całej okolicy. Wszystko jakby naglę zamarło. Krople deszczu stanęły jak zamrożone w miejscu, po czym wszystkie równocześnie runęły na ziemie. Wiatr ustawał. Na niebie zamiast czarnych chmur, pojawił się księżyc. Nogi osuwały się pode mną. W końcu przykucnęłam i schowałam głowę między nogi. Płakałam. Nie myślałam o tym jak to się stało. Musiałam po prostu odreagować to wszystko co zobaczyłam, a najskuteczniejszym i jedynym środkiem leczniczym w tej chwili był płacz. Nie potrafiłam go powstrzymać. Czułam spływające z włosów krople deszczu. Byłam cała przemoknięta, a ręka świeciła spowita światłem księżyca. Nie miałam siły o tym wszystkim myśleć.
W końcu podniosłam się z ziemi, otarłam łzy i zaczęłam iść w stronę domu. Dziadkowie na pewno bardzo się martwią. Nie mogę myśleć tylko o obie, bo tylko oni mi zostali. A to co się stało... Było dla mnie tak dziwne i nieogarnięte, że nie mogłam o tym myśleć. Sama myśl o tym wydawała mi się wręcz absurdalna. Próbowała uszczypnąć się w ramię, mając cichą nadzieję, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzę. Jednak nie był to tylko sen.
W końcu zobaczyłam dom dziadków. Przyspieszyłam tępa. Dochodząc do bramki zaczęłam zastanawiać się co im powiem. W oknie zauważyłam wypatrującą mnie babcie, która przesuwała paciorki różańca. Gdy tylko mnie zobaczyła na jej twarzy pojawił się promienisty uśmiech. Zanim zdążyłam pociągnąć za klamkę, drzwi otworzyły się i babcia nie zastanawiając się, rzuciła się na mnie, energicznie mnie ściskając.
- Nic ci nie jest… Wróciła!!! - krzyknęła do dziadka. I za chwilę i dziadek rzucił mi się na szyję.
Ucieszyłam się z ich widoku jak nigdy. Próbowałam udawać, uśmiech, ale to co się wydarzyło, było tak dziwne, że nie mogłam. Byłam roztrzęsiona. Patrzyli na mnie oczekując, abym coś powiedziała, ale nie miałam siły o tym rozmawiać. W końcu babcia spytała:
- Co się stało ? Gdzie byłaś ? Tak się z dziadkiem o ciebie martwiliśmy - mówiła tak szybko, że zanim zdążyłam otworzyć usta by coś z siebie wydusić, ona zadawał mi kolejne pytanie
- Nie męcz jej już tymi pytaniami - przerwał w końcu dziadek, który jakby czytał mi w myślach -  Poszła na spacer po prostu i złapała ją burza. Popatrz lepiej jaka jest przemoknięta. Idź lepiej przebież się na górę Polu, bo jeszcze się rozchorujesz przed pierwszym dniem nauki.
- No dobra, idź się przebież... - odparła zrezygnowana babcia.
Mimowolnie uśmiechnęłam się czując ulgę. Nic nie mówiąc odwróciłam się w stronę schodów i poszłam na górę, zdziwiona zachowaniem dziadka. Liczyłam na niezły ochrzan i karę,  i zapewne bym ją dostała, gdyby nie interwencja dziadka.
Wzięłam ciepłą kąpiel i wysuszyłam włosy. Położyłam się na łóżku. Patrzyłam na księżyc i na rękę. Myślałam o tym co się stało. Jak to możliwe, że coś takiego mogło w ogóle się stać. Chyba coś jest ze mną nie tak. Co to mogło znaczyć ? Co jeszcze dziwnego stanie się w moim życiu. Ciszę przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Śpisz ? – dał się słyszeć głos babci.
- Nie.
- Przyniosłam ci kolację. Co się dzisiaj stało ? – spytała siadając na łóżku.
- Nic… - powiedziałam
- Przecież widzę, że coś cię gryzie kochanie.
- Nie jesteś na mnie zła - spytałam unikając tematu
- Z początku byłam, ale dziadek ma rację. Najważniejsze, że nic ci się nie stało. Strasznie się o ciebie martwiłam. Myślałam, że stracę jeszcze ciebie, a zostałaś mi tylko ty... - powiedziała spuszczając głowę.
Babcia zaczęła płakać. W końcu otarła nos i popatrzyła na mnie.
- Jesteś do niej taka podobna - dodała, po czym z jej oczu popłynęły kolejne łzy.
Chwyciłam ją za ramiona i mocno do siebie przytuliłam.
- Kocham cię babciu - powiedziała, po czym sama zaczęłam płakać - wiesz, jest coś czego ci nie powiedziałam.
Babcia podniosła głowę i otarła łzy.
- Tak ?
- No bo widzisz babciu. Ja myślę, że śmierć rodziców i to wszystko to przeze mnie...
- Nie mów tak - przerwała mi babcia - to nie twoja wina.
- Ale ty nie wiesz wszystkiego ! Ja czułam, że coś się stanie, ale mimo tego pojechałam. Wypadek samolotu, to wszystko... przyśniło mi się kiedyś. Straszne czarne postacie, które widziałam każdej nocy w swoich snach, których się tak bałam... one istnieją. To one zabiły rodziców, Zuzię i moją przyjaciółkę.
- Co ty pleciesz dziecko ?
- Popatrz. Popatrz na moją rękę - wyciągnęłam dłoń spod poduszki.
Ręka znów jaśniała niebieskim blaskiem. Babcia patrzyła z otworzonymi ustami.
- Ale jak ? skąd ? grzebałaś w pudełku w piwnicy - spytała babcia
- To przez przypadek. Sok się rozbił no i wiesz. Pudełko było pod spodem no i je wyciągnęłam, otworzyłam, i teraz mam to na ręce.
- Ale dlaczego ty ? - na twarzy babci rysowało się wyraźne zakłopotanie
-  Co dlaczego ja ? - spytała, ale babcia wciąż milczała - Jeśli wiesz o co w tym wszystkim chodzi, to powiedz mi proszę !
Patrzyłam na nią swoimi błagalnymi oczyma, ale babcia wyglądała na nieugiętą.
- Proszę... - powtórzyłam jeszcze raz patrząc głęboko w jej oczy.
W końcu wyjąkała cichym głosem.
- Miałam ci tego nie mówić, ale skoro już i tak się w to wplątałaś... Nie wiem jak to się stało, ale ty jesteś tą wybranką.
- Jaką wybranką ?
- Tą, która wraz ze swym ukochanym będzie miała za zadanie uratować świat przed największym złem. Siłą niezwykłą i najsilniejszą, siłą miłości.  - odpowiedziała babcia
- Ale że co ? Niby ja ?
- Sama nie wiem jak to się stało... Miałaś być moją następczynią, miałaś strzec księżycowego pyłu, który miał wyznaczyć wybrankę, ale nie być wybranką. Jak to się mogło stać? Nasza rodzina strzeże go od kilku pokoleń. Nie rozumiem...
Patrzyłam na babcię trochę nie rozumiejąc o co jej chodzi. Patrzyłam na mnie i w końcu wykrztusiła z siebie przez  łzy.
- Zawsze wiedziałam, ze jesteś wyjątkowa… To akurat Tobie, nie innej dziewczynie, ale Tobie trafił się ten dar. Miałaś strzec pyłu, ale przeznaczenie  wybrało ciebie jako powierniczkę daru. Musisz jednak wiedzieć, że to wielki dar, ale i klątwa. Będzie cię prześladować przez całe życie. Co tylko sobie zażyczysz, jeżeli będziesz pragnęła tego z całego serca, spełni się.
- To znaczy, że mogę… - babcia przerwała mi w pół słowa
- Niestety nie. Tego jednego nie można. Nie możesz przywrócić nikomu życia… - powiedziała smutniejąc.
Do pokoju wszedł dziadek i babcia przerwała.
- Daj jej już spać. Musi jutro wstać do szkoły.
- Porozmawiamy jutro - powiedziała babcia spłoszona przez dziadka - Teraz idź spać. I pamiętaj, jesteś wyjątkowa. Dobranoc. – Dały się słyszeć jeszcze słowa wypowiadane przez babcie zamykającą drzwi.
Odwróciłam głowę w drugą stronę. Zrzuciłam z siebie duży ciężar wyjawiając babci prawdę. Popatrzyłam jeszcze raz na świecący jasno księżyc, wtuliłam mocno w poduszkę i zasnęłam.

Rozdział 2


Nadszedł kolejny dzień. Przebudzona wpadającymi przez okno, pierwszymi promieniami słońca nie miałam ochoty spać. Było mi tak błogo. Jeszcze tylko dwa dni, pomyślałam i podciągnęłam pod szyję, obsuniętą kołdrę. Skuliłam się w kłębek. Co teraz będzie? W tym roku mama nie kupi mi książek, nie da pieniędzy na nowy plecak, wszystkiego muszę dopilnować sama. Babcia jak to babcia, kocham ją, ale parę lat minęło od kiedy ostatni raz wyprawiała dziecko do szkoły. Ale nie to jest teraz najważniejsze. Z zakupami jakoś sobie poradzę. Najgorsze jest to, że pójdę do całkiem nowej szkoły. Nie mam tutaj żadnych znajomych. Nie znam nauczycieli. Właściwie to wszystko jest mi tu obce. Nie mam ochoty poznawać nikogo nowego, w ogóle z nikim rozmawiać, a tym bardziej nie chce mi się całymi dniami siedzieć i uczyć. Po prostu nie mam na nic ochoty. Nie chce mi się żyć…
W końcu niechętnie wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Otworzyłam je i usiadłam na parapecie. Słońce wyłaniało się zza pobliskiego lasu. Powietrze było jeszcze takie rześkie. Wszystko powoli budziło się do życia. Jakby zaczynało się od nowa. Zupełnie jak ja. Też rozpoczęłam zupełnie nowe życie. Zamknęłam oczy i cieszyłam się ciepłymi, muskającymi moją twarz, promieniami słońca. Usłyszałam ciche skrzypienie podłogi na korytarzu i pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy. Odwróciłam się w stronę drzwi i zobaczyłam wychylającą się zza nich babcie. Podeszła do mnie powoli i chwyciła delikatnie za ramię.
- Cześć Słoneczko… - powiedziała szeptem
- Cześć Babciu
- Już nie śpisz?? – spytała
- Jakoś nie mogę spać – odparłam – Pięknie tu – powiedziałam, spoglądając przez okno.
- Wiesz, twoja mama też często wstawała rano i siadywała w tym oknie. – zobaczyłam kręcącą się w oku babci łzę. – Jak już nie śpisz, zejdź na śniadanie – powiedziała przecierając oczy.
Niestety, czasu nie da się cofnąć. Trzeba żyć dalej i czekać na to, co nowego przyniesie nam kolejny dzień. Muszę wstać, wziąć się za siebie i żyć dalej. Świat dla mnie przecież się jeszcze nie skończył, a po drugie obiecałam coś sobie.
Zmotywowana tą myślą, zsunęłam się z parapetu i poszłam do toalety. Zeszłam do kuchni.
- Ale tu pięknie pachnie… - powiedziałam – Mmmmmm… Co to?
- Jajecznica, kakao, świeży wiejski chleb i pomidory zerwane przed chwilą. – powiedziała, uśmiechając się babcia.
- Dziękuje !!! Smakuje jeszcze lepiej niż pachnie.
- Cieszę się, że ci smakuje. Wiesz, że musimy jechać do domu po resztę twoich rzeczy.
Mało nie udławiłam się kawałkiem chleba. Znowu muszę tam wrócić.
- Tak wiem babciu… - wykrztusiłam w końcu z siebie - I musimy jeszcze po drodze wstąpić do jakiegoś sklepu i księgarni, muszę kupić parę rzeczy. A właśnie, zapisałaś mnie w ogóle do szkoły ??
Babcia chwyciła się za głowę.
- Na śmierć zapomniałam.
- Babciu…
- Będziesz musiała pojechać do miasta z bratem. Ja muszę iść zapisać cię do szkoły - westchnęła- Idę obudzić twojego brata - powiedziała spokojnie, po czym poszła na górę.
Spokojnie zjadłam śniadanie. Zaraz przyszedł mój rozespany, starszy brat. Wkrótce i dziadek wrócił do domu z koszykiem pełnym grzybów. Wypiłam kakao i poszłam na górę się ubrać.
Za pół godziny byliśmy już w drodze do miasta. Rozmawialiśmy z bratem o szkole. W końcu dojechaliśmy pod bramę naszego domu. Brat powiedział, że ma jeszcze do załatwienia jedną sprawę i zaraz wróci. Wzięłam klucze, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Powoli weszłam na korytarz. Same wspomnienia. Mimowolnie kroczyłam w stronę salonu. Plama na podłodze została. Zobaczyłam otwartą szafkę i porozwalane ciuszki mojej młodszej siostry. Obok nich w wózku, siedziała jej ukochana lalka. Na wszystkich szafkach pełno było naszych zdjęć. Podeszłam do szafki, schyliłam się i podniosłam jedno ubranko. Usiadłam na podłodze, wyjęłam lalkę z wózka i przytuliłam obie te rzeczy do siebie. Rozpłakałam się. Obie pachniały nią. Kto je teraz założy? W powietrzu unosił się jeszcze zapach perfum mamy. W końcu powoli podniosłam się z ziemi i ocierając łzy poszłam w stronę swojego pokoju.
Na schodach usłyszałam dziwny szum. Wchodząc na górę zobaczyłam, że drzwi do mojego pokoju są uchylone. Podeszłam powoli. Przez szparę zauważyłam porozrzucane po całym pokoju ubrania i potarganą pościel na łóżku. Nagle drzwi zaczęły się otwierać. Przede mną stała czarna, złowroga postać. Wlepiała we mnie swoje wielkie żółte ślepia . Zaczęłam krzyczeć, płakać i biec w panice po schodach. Otwarłam wyjściowe drzwi i …
- Woooooaaaaahhhhhhhhh – krzyknęłam – wpadłam na… na szczęście to tylko mój brat – Dzięki Bogu!!!! -Tam jest, no tam…on !
- Co się stało, wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
- On tam jest…
- Kto tam jest? - spytał zdziwiony
- Zaraz za mną, on zaraz nas…
- Ale kto ?!?!
- On zabił naszych rodziców!!! – powiedziałam i się rozpłakałam
Na mojego brata zadziałało to jak płachta na byka. Wbiegł do środka. Nic nie dały moje przekonywania, żeby tam nie wchodził. Nie chciałam stracić jeszcze jego. Weszłam do samochodu i z nerwów zaczęłam obgryzać paznokcie. Nie wiedziałam co robić. W końcu brat wyszedł ze środka. Otworzyłam drzwi i poszłam do niego.
- Przecież tam nic nie ma. – powiedział poirytowany
- Ale tam… - przerwałam, wiedząc, ze i tak nie uwierzy – Może mi się coś zdawało. Za dużo wspomnień.
- Chodź tu. – powiedział i przytulił mnie. – Wiesz że jestem twoim bratem i nigdy nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, rozumiesz??? Zostałaś mi tylko ty. Kocham cię. - odparł całując mnie w czoło.
Płakałam na jego ramieniu. Potem oboje wzięliśmy torby i poszliśmy do środka. Spakowałam swoje rzeczy, pomogłam też bratu. Wzięliśmy parę albumów i wspólnych filmów. Spakowałam kilka rzeczy mamy, taty i Zuzi, które najbardziej mi ich przypominały. Chciałam mieć choć ich cząstkę przy sobie. Wyjęłam laptopa ze szafki w przedpokoju. Wnieśliśmy wszystkie rzeczy do samochodu. Pojechaliśmy.

Babcia czekała już na nas z kolacją.
- Trochę wam to zajęło.- powiedziała
- Nie jest tak łatwo rozstać się z tym wszystkim, przecież wiesz. – powiedział dziadek, wyrywając mi te słowa z ust.
Wnieśliśmy wszystko do środka. Zjedliśmy kolację na werandzie. Noc była piękna. Rozmawialiśmy pijąc herbatę z sokiem malinowym. Babcia powiedziała co udało jej się załatwić w sprawie szkoły. Opowiadała o mamie gdy jeszcze do niej chodziła. Nagle przerwałam jej.
-Wierzycie w siły nadprzyrodzone? W przeznaczenie i różne takie…
- Czemu pytasz ? – powiedziała zdziwiona babcia.
- Bo czytałam kiedyś o czymś taki, co kusiło ludzi do robienia złych rzeczy. Wiesz taki demon. Mógł nakłaniać ludzi, przybierać różne postacie, ale nigdy sam nie robił nic złego. Pytam, bo wiesz, ty jesteś ze wsi, tutaj mówi się pewnie o różnych gusłach, wierzeniach, ty pewnie wiesz coś o tym – czekałam na odpowiedź, zagryzając wargę.
- Wiesz, słyszałam kiedyś od mojej babci, o czymś takim. Opowiadała mi kiedyś, gdy byłam niezbyt grzeczna, żebym się dobrze zachowywała, bo przyjdzie po mnie zjawa i mnie zabierze. Strasznie się wszystkie dzieci tego bały. Jak byłam starsza opowiadała mi pewną legendę. Mówiono, że raz na kilkanaście lat rodzi się dwoje ludzi, których przeznaczeniem jest walka ze złymi mocami, które chcą zniszczyć rasę ludzką. Podobno miłość, która je łączy, może przezwyciężyć wszystko. Wiem tyle, że każda z tych osób sama nie jest w stanie władać pełną mocą. Połączone razem mają moc o której nie śniło się nikomu. Ich moc jest niebezpieczna, muszą używać jej mądrze, bo mogłaby nawet zniszczyć cały świat. Gdy demon zabije jedno z pary kochanków zyskuję jego całą moc. Bóg jeden wie, co by się wtedy mogło z nami stać.
- Babciu wierzysz w to ?? – spytałam
- Wierzę, nie wierzę. Kto wie, co może czaić się na świecie. – powiedziała, chcąc wyraźnie zejść z tematu – Późno już. Chodźmy już spać.
Pomogłam posprzątać babci po kolacji. Poszłam na górę. Wzięłam laptopa i zaczęłam szperać w Internecie. Dlaczegoś muszą mnie tak nienawidzić, coś im musiałam zrobić. Może te osoby, które mi się śniły, które mnie uratowały, to po prostu mama i tata. Może oni byli tą parą kochanków. Ale czego szukał w moim pokoju. Bez sensu.
W Internecie nie znalazłam prawie nic więcej niż podała mi babcia. Dowiedziałam się tylko, ze jeżeli kochankowie nie wyznają sobie miłości przed ukończeniem 16 lat, ich moc i przeznaczenie przepadnie.
To wszystko kompletnie nie ma sensu. Co to ma wspólnego ze mną ?? Czemu akurat mnie musi się to wszystko przytrafiać? Za chwile zwariuję. Nie miałam siły na to wszystko.
Wyłączyłam laptopa. Strasznie chciało mi się pić. Wyszłam na korytarz. Wszyscy już spali. Zeszłam na dół. W lodówce nie było żadnego soku, musiałam pójść do spiżarki. Zaświeciłam światło i delikatnie, by nikogo nie obudzić, otworzyłam drzwi. Podeszłam do półki z sokami. Podniosłam sok malinowy i oczywiście musiałam go upuścić. Butelka rozsypała się w drobny mak, a sok rozlał po całej podłodze. Poszłam po ścierkę, aby to wytrzeć. Na szczęście nikogo nie obudziłam. Schyliłam się i zauważyłam wystające spod półki pudełko. Wysunęłam je i zdmuchnęłam kurz, który je pokrywał.
- Otworzyć, czy nie otworzyć – pomyślałam - Wszyscy chyba śpią, ale nie powinnam. W końcu ciekawość wzięła górę i postanowiłam je otworzyć. W środku znajdowała się mała szkatułka. Wyjęłam ją ze środka. Powoli podniosłam do góry wieczko. Ku mojemu zdziwieniu w szkatułce znajdował się piasek. Nagle, gdy otworzyłam ją do końca, usłyszałam melodie i słowa, których w ogóle nie rozumiałam. Piasek jakby za podmuchem czarodziejskiego wiatru uniósł się z pudełka i uderzył w moją dłoń. Poczułam pieczenie. Spojrzałam na nią i zobaczyłam spływającą po niej krew. Zasyczałam z bólu. Poczułam silny zawrót głowy. W tej samej chwili, usłyszałam  czyjeś kroki. Szybko zamknęłam szkatułkę, włożyłam ją do pudełka i wsunęłam pod półkę.
- Co tu się dzieje? – spytała rozespana babcia.
- Chciałam się czegoś napić i… spadł mi sok. – powiedziałam dosyć przekonująco - Przepraszam.
Babcia spojrzała na moją rękę.
- Zostaw to, zaraz posprzątam, choć szybko opatrzyć ranę, bo jeszcze wda się zakażenie.
Poszłam z babcią do kuchni. Babcia wyjęła opatrunek z apteczki, polała ranę wodą utlenioną i owinęła mi dłoń bandażem. Już przestało mi się chcieć pić. Na dodatek głowa coraz bardziej zaczynała mnie boleć. Przeprosiłam jeszcze raz babcię i poszłam na górę. Położyłam się do łóżka. Głowa pękała mi od bólu. Nie mogłam zasnąć. Otworzyłam okno. Księżyc świecił strasznie jasno. Nie wiem czy to przywidzenia od bólu głowy, czy już naprawdę jest ze mną tak źle, ale gdy tylko księżyc oświetlił moją dłoń, spod bandaża zaczęło wydobywać się jasne światło.
-Jeszcze tego mi brakowało - pomyślałam- znowu te halucynacje. Odwróciłam głowę w drugą stronę i w końcu zasnęłam.



Rozdział 1



Zacznijmy wszystko od początku. Mam na imię Pola. Zawsze byłam inna, ale właśnie za tą „inność” wszyscy mnie lubili. Podobno byłam bardzo sympatycznym dzieckiem. Dzieciństwo wspominam bardzo ciepło. Pamiętam zabawy ze starszym bratem, chowanie się przed rodzicami gdy nabroiliśmy, bieganie z kolegami z podwórka, ale najbardziej w pamięci utkwiły mi wspólne wyjazdy do dziadków na wieś, które uwielbiałam. Rodzice mimo, że bardzo zapracowani, starali się jak najwięcej czasu poświęcać dla nas. Mimo napiętego harmonogramu, często razem wyjeżdżaliśmy. Każdego wieczoru,  gdy z powodu dręczących mnie koszmarów, nie mogłam zasnąć, mama przytulała mnie mocno do siebie i nawet największy strach szybko przemijał, odstraszony miłością jaką mnie darzyła.
Dzieciństwo było tak piękne. Zbyt piękne, więc by nie było za dobrze musiała zacząć się szkoła. Najbardziej - chyba jak każdemu - w pamięci utkwił mi pierwszy dzień szkoły. Mama, jak zwykle nie mając czasu, by wstać wcześniej, zaspała. Ja za to, nie mogąc się doczekać tego przełomowego dla mojego dzieciństwa wydarzenia, nie spałam całą noc. Stanęłam przed łóżkiem mamy i patrzyłam na nią. Wydawała mi się taka piękna. Była dla mnie ideałem kobiety. Podniosłam kołdrę, położyłam się i podsunęłam bliżej niej, aby przytulić ją ostatni raz, zanim wejdę w "świat szkoły". Ona zamruczała tylko coś pod nosem i objęła mnie ręką. W końcu otworzyła oczy i popatrzyła na mnie, wpatrującą się w nią swoimi wielkimi niebieskimi oczami. Uśmiechnęła się do mnie i przytuliła mocno do siebie, dając całusa w czoło. Nagle i oczy mamy, stały się nienaturalnie wielkie:
- Która godzina ? - spytała zdenerwowanym głosem i popatrzyła na zegar.
Wybiegła z łóżka, jakby to, nagle zaczęło się palić. Wbiegła do toalety, potem z niej wybiegła, otworzyła szafę i z powrotem odwiedziła toaletę i tak kilka razy. Aż w końcu, poprawiając ostatni raz fryzurę, podbiegła do łóżka, wzięła mnie na ręce i pobiegła do mojego pokoju. W zawrotnym tempie ubrała mnie w ubrania, które na szczęście przygotowała poprzedniego wieczoru. Zbiegłyśmy na dół, gdzie spotkaliśmy tatę i brata, którzy jak gdyby nigdy nic, jedli śniadanie.
- Czemu mnie nie obudziłeś ? - krzyk i wyraz twarzy mamy, dokonywały natarcia na tatę
- Tak ładnie spałaś, nie miałem serca Cię budzić Kochanie - powiedział uśmiechając się tata
- Lepiej wytrzyj ten dżem z twarzy - powiedziała biorąc kanapkę z talerza - Zjesz w samochodzie - skierowała teraz w moją stronę.
Podeszła do blatu, wzięła kluczyki, ucałowała brata w policzek. Z groźną miną, która przerodziła się w uśmiech, ucałowała tatę. Obydwie wybiegłyśmy z domu. Mama jeździła jak pirat drogowy, ale wtedy jeszcze mocniej wciskała pedał gazu. Dojechałyśmy na miejsce. Wybiegła z samochodu, otworzyła drzwi, chwyciła mnie za rękę i ciągnąc za nią, wbiegła na korytarz przedszkola równo z dzwonkiem. Energicznie szarpnęła za klamkę i nagle cały wydobywający się ze środka sali jazgot, ucichł. Wszyscy patrzyli w moją stronę, jak gdyby po raz pierwszy zobaczyli człowieka. Jednak nie wiele udało im się zobaczyć, bo ja schowana za spódnicą mamy, nie miałam zamiaru wyjść. Jednak w końcu za namową nauczycielki i mamy, odważyłam się i okazało się nie być wcale tak źle, jak z początku się wydawało, a po paru godzinach, nie mogłam rozstać się z nowo poznanymi koleżankami.
Mijały lata, brat wkrótce wyjechał studiować, a na świat przyszła młodsza siostra, Zuzia. Chociaż przestałam być najmłodszą córeczką i rodzice zaczęli poświęcać mi coraz mniej uwagi, była taka kochana i słodka, że wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, miałam więcej swobody. Lubiłam zostawać z nią, gdy tylko miałam na to czas. Gdy ją nosiłam, przytulała mnie i czułam dziwne uczucie, którego wyrażenie słowami, szybciej przychodziło młodszej siostrze. Jej słodkie i szczere wypowiedziane „Kocham Cię”, nie dało się nie odwzajemnić. Miała takie wielkie i piękne brązowe oczy, i jasnobrązowe kręcone włosy. I te różowiutkie policzki. Rosła tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy skończyła trzy latka, a ja w końcu wkroczyłam w najgorszy dla każdego człowieka okres, dojrzewanie. Dla mnie jednak nie był on taki zły. Podobno zmieniłam się trochę, ale na szczęście na dobre. Nadal miałam niebieskie oczy i kręcone blond włosy, których wcześniej nienawidziłam. Zawsze chciałam je obciąć, albo przefarbować, bo brat często nabijał się ze mnie, że jestem pustą blondynką. Nie chciałam być tak postrzegana. Teraz zaczęłam postrzegać świat, troszkę inaczej. Miałam wielu przyjaciół, większość za pewne z tego powodu, że miałam bogatych rodziców, a co za tym idzie, modne ubrania, nowe gadżety. Stać mnie było na wszystko co chciałam, wystarczyło tylko ładnie, poprosić tatusia. Najbardziej jednak, byłam związana z Kasią. Jej jednej nie zależało na pieniądzach i wpływach moich rodziców. Znałyśmy się od przedszkola, jednak prawdziwa przyjaźń zrodziła się po latach. Kasia miała rude włosy i ciemnobrązowe oczy. Spędzałyśmy wiele godzin rozmawiając o chłopakach, szkole, domu. Pochodziła z biednej rodziny. Jej mama pracowała jako sprzątaczka i była jedyna żywicielką rodziny. Kasia prawie codziennie pomagała mamie jak tylko mogła. Po szkole chodziła do jej pracy i pomagała jej sprzątać. Nie wiem kiedy znajdywała czas, aby się pouczyć. Miała liczne rodzeństwo. Była tak dobra i uczynna, że czasami zastanawiałam się, czemu akurat przyjaźni się ze mną. Często pożyczałam jej pieniądze na różne rzeczy, chociaż ona strasznie tego nie lubiła i obiecywała, że kiedyś odda . Oddawała mi za każdym razem tym, że po prostu była ze mną. Tak też i było tym razem. Cała klasa wybierała się na wycieczkę do Londynu, widząc, że Kasia nie ma pieniędzy, zapłaciłam za siebie i za nią. Nie chciała, ale co robiłabym w tak wielkim mieście bez przyjaciółki.
Pieniądze pożyczyłam od dziadków. Dziadkowie, jak dziadkowie byli kochani. Mieli niewielkie gospodarstwo, niedaleko Krakowa. Wolałam jeździć na wakacje do nich, niż na jakieś kolonie nad morze, czy za granice. Często przyjeżdżali do nas w odwiedziny. Gdy byłam mała, mieszkaliśmy u nich, dopóki tata nie dostał pracy w mieście.
Uczyłam się dość dobrze. Nie byłam jakoś wybitnie mądra, ale starałam się. Nauczyciele lubili mnie, bo nigdy nie sprawiałam im żadnych kłopotów. Zostałam nawet przewodniczącą samorządu szkolnego. W ostatniej klasie, poddałam więc pomysł wyjazdu za granice - o którym wspominałam wcześniej - naszej anglistce. Mimo niewielkich oporów dyrektorki, reszta nauczycieli i przede wszystkim uczniów zgodziła się. Pieniądze na opłacenie części wyjazdu, też udało mi się jakoś załatwić, więc dyrektorka musiała ulec. Wszystko zostało zapięte na ostatni guzik. Nadszedł dzień wyjazdu. Byłam trochę podenerwowana, czy wszystko, aby na pewno wypali, ale przecież teraz to nie był już mój problem, ale nauczycieli. Spakowałam się, przytuliłam rodziców i małą siostrzyczkę, która usilnie prosiła, bym zabrała ją ze sobą. Jej smutna mina, przeszywała mnie na wylot. Łza kręciła mi się w oku, ale w końcu musiałam jechać, by nie spóźnić się na samolot. Machając na pożegnanie, powoli traciłam z oczu, przytuloną do taty siostrę i mamę. Po raz pierwszy wylatywałam sama bez nich na tak długo i tak daleko.
Jednak na lotnisku panowała całkiem inna atmosfera. Wszyscy podekscytowani wylotem, sprawdzali, czy na pewno czegoś nie zapomnieli. Każdy uśmiechnięty, zagadany . Nie mogłam doczekać się, kiedy wylądujemy już w Londynie. W końcu przyszła Kaśka. Nauczycielki sprawdziły obecność, a potem wszyscy weszliśmy do samolotu. Zapięłam pasy. Wystartowaliśmy. Kasia była trochę podenerwowana, bo był to jej pierwszy lot samolotem. Starałam się ją jakoś zagadać, aby o tym zapomniała. Opowiadałam o studiach brata. W końcu ona zaczęła opowiadać o swojej babci, która mieszka z nimi od śmierci dziadka. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, ale spoglądając przez okno, na przemijający świat, myślałam o domu. Wciąż miałam przed oczami smutną minę Zuzi i łzy spływające po jej policzkach.
Chociaż wiedziałam, że Kasia może być zdenerwowana lotem, to wtedy zachowywała się trochę dziwnie, nawet jak na nią. W końcu nie mogąc doczekać się, gdy przyjaciółka powie, co się stało, spytałam:
- Chyba coś cie gryzie.
- Nie…
- Przecież widzę, że jesteś jakaś dziwna. Nie możesz usiedzieć spokojnie na fotelu, obgryzasz paznokcie. Wiesz, że komu, jak komu, ale mi możesz wszystko powiedzieć.
W końcu niechętnie z jakby niewielką ulgą, powiedziała:
- Miałam wczoraj dziwny sen. Może nie uwierzysz i wyda ci się to głupie, ale leciałyśmy samolotem, tak jak teraz. Nagle zjawił się, niewiadomo skąd nieznajomy chłopak, zniknęłaś, potem zauważyłam jakichś dziwnych ludzi w czerni, wszyscy ubrani tak samo z tak samymi posępnymi twarzami. Wyglądali tak okropnie, że do teraz, gdy o tym pomyśle, przechodzi mnie dreszcz. I oni zniknęli. Samolot zaczął spadać w dół i wtedy się obudziłam…
- I dlatego byłaś taka zdenerwowana?? Przecież wiesz, że to tylko sen. Nie ma co wierzyć w jakieś głupie sny - odparłam
- Ale ten sen był naprawdę strasznie dziwny, był jakby wspomnieniem, albo wydarzeniem, które wydarzy się w przyszłości… Przez chwile myślałam… myślałam, że obie umarłyśmy.
Widząc prawdziwy strach w jej oczach i słuchając jak opowiada, przekonana w to co mówi, naprawdę się przeraziłam. Przełknęłam ślinę i niewiedząc co powiedzieć, jak na nieszczęście, przypomniałam sobie koszmary, które kiedyś dręczyły mnie w dzieciństwie. Niewiele myśląc, powiedziałam:
- Pamiętasz, opowiadałam ci kiedyś, że często budziłam się z krzykiem w nocy i płakałam. Rodzice za nic nie mogli mnie uspokoić. W prawie każdą noc śniło mi się jedno i to samo, tyle, że ta historia z dnia na dzień stawała się coraz bardziej straszna. Gdy mówiłaś, przypomniało mi się… - I wtedy przeszedł mnie dreszcz, wspomnienia z dzieciństwa wróciły, a do tego, jeszcze bardziej spotęgowałam przerażenie Kaśki – że… z resztą nie ważne. – starałam się przerwać, ale nie wyszło mi to najlepiej. Co ja głupia sobie wtedy myślałam?? Zobaczyłam tylko przerażoną i oczekującą na dalszy ciąg opowiadania, minę przyjaciółki. Co jej teraz powiedzieć?? No co?? Jeszcze tylko bardziej ją przestraszę. Nie miałam dużo czasu na zastanowienie…
- Pola nie kręć, tylko mów… - powiedziała drżącym głosem Kasia
- Kasiu, ale… - ciągnęłam
- Jak zaczęłaś, to mów - przerwała
- No, ale to nie było nic ciekawego, a z resztą nie pamiętam. – Ostatkami argumentów, próbowałam jeszcze jakoś się wywinąć.
- Pola !!! – krzyknęła w końcu poirytowana Kaśka.
- No dobra. – Wpadłam na maxa - Każdej nocy śniły mi się dziwne i złowieszczo wyglądające postacie. Miały ciemne szaty, a ich twarzy nie było widać spoza czarnych kapturów. Potrafiły przybrać jakąkolwiek postać. Same jednak prawie nigdy nic nie robiły. Wyręczały się ludźmi. Byłam świadkiem wielu okrutnych zdarzeń, aż w końcu pewnej nocy, zauważyli mnie i zaczęli za mną biec. Czułam ich mroźny oddech i szeptania zaraz za sobą, jakby siedziały mi na ramieniu. Uciekałam, aż w końcu oglądając się za siebie, potknęłam się i wpadłam w ręce postaci z twarzą anioła, od której bił złotawy blask. Powiedziała „nie bój się” i zobaczyłam, że zaczyna biec naprzeciw goniącym mnie, czarnym postacią. Nagle pojawiła się jakby znikąd, złotowłosa kobieta. Chwyciła mężczyznę za rękę i zobaczyłam tylko ogromny, niebieski blask, pochłaniający całą przestrzeń wokół. Obudziłam się. Tym razem nie krzyczałam. Pobiegłam tylko do pokoju rodziców i wskoczyła pod kołdrę. Później już nigdy więcej nie widziałam, ani nie śniłam o niczym podobnym… –Nastała cisza. Kasia zbladła. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa. – Ale wiesz, ze to tylko sen, nic więcej?? – Przerwałam. Przyjaciółka patrzyła na mnie przerażona. Co ja najlepszego zrobiłam. Czemu nie potrafię, jak inni ludzie trzymać, tego swojego cholernego języka za zębami.
- Poolaa… - wyjąkała w końcu – czyli, że my teraz zginiemy ??
Przeraziłam się, ale powiedziała to z taką miną, że mało nie wybuchłam śmiechem:
- Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy???
- No bo wiesz, to trochę dziwne, że śnimy o podobnych rzeczach i akurat teraz…
- Przecież opowiadałam ci kiedyś o tym i pewnie teraz ci się to przypomniało, albo nie wiem, oglądałyśmy podobny film, albo czytałyśmy książkę – próbowałam za wszelką cenę, wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji – może, coś mi się pomyliło, to było już dawno, a twój sen wydawał mi się podobny…
- Ale dlaczego akurat teraz ?!? – przerwała
- Bałaś się lotu i tyle. Mogłaś od razu opowiedzieć mi co ci się śniło, a nie dręczyć się tym. To był tylko sen, każdemu człowiekowi zdarza się przyśnić coś naprawdę przerażającego, to czego naprawdę się boi. To po prostu zbieg okoliczności i tyle, nie ma co robić sobie nowych zmartwień.
- Może masz racje – zauważyłam niewielką poprawę nastroju Kasi.
Była późna noc. Odwróciłam się i zobaczyłam, że koledzy za nami śpią. Właściwie, to prawie wszyscy w samolocie spali. Tylko mały dzieciak grał jeszcze na konsoli, a ubrany w garnitur mężczyzna, wpisywał coś do komputera.
- Nie wiem jak ty, ale ja bym się choć chwile przespała. – powiedziałam do przyjaciółki
- Noo… Jestem padnięta.
Poprawiłam fotel, odwróciłam twarz do okna i udawałam, ze zasypiam. W rzeczywistości nie mogłam zasnąć. Myślałam o całej tej sprawie, o rodzicach, o domu. Za pół godziny dolecieliśmy. Postanowiłam, że przez cały wyjazd, nie będę myślała o niczym innym, tylko o zabawie. Kasia zadowolona z powodu, że wylądowaliśmy bezpiecznie, przyznała, że ten cały sen, to tylko sen i nic więcej i szybko poparła mój pomysł o zabawie. Podekscytowane, jadąc do hotelu, leżałyśmy na szybie autobusu, piszcząc z wrażenia. Wszystko było takie piękne. Londyn jest najcudowniejszym miejscem na ziemi. Planowałyśmy kolejny dzień. I pomyśleć, że godzinę temu, zadręczałyśmy się jakimś snem.
Wreszcie dojechaliśmy do hotelu. Nie był zbyt duży, bo koszty wycieczki nie pozwalały na wynajęcie apartamentu. Byłyśmy tak podekscytowane, że nie myślałyśmy o spaniu, a tym bardziej o wielkości łóżka, czy pokoju. Wręcz przeciwnie, wszystko wydawało nam się idealne. Niewielki dwuosobowy pokój w sam raz dla nas dwóch. Szybko rozpakowałyśmy bagaże, kosmetyki, umyłyśmy się i położyłyśmy się spać. Jednak podekscytowane, długo nie mogłyśmy zasnąć, bo w końcu spełniło się nasze największe marzenie.

Wstał kolejny pochmurny dzień w Londynie. Słońce, tylko przez małe szczeliny między chmurami, dawało we znaki, że w ogóle istnieje. Jednak nic nas nie zrażało. Szybko poszłyśmy zjeść wspólne śniadanie. Potem wszyscy wspólnie udaliśmy się na Tower Bridge, a następnie miły przewodnik oprowadził nas po pałacu Buckingham. Gdy pojechaliśmy zwiedzać teatry w West Endzie, poprosiłyśmy nauczycielkę, która pozwoliła, abyśmy wszyscy udali się na Regent i Carnaby Street, by pooglądać zabytki i „skosztować” trochę mody. Architektura - wiadomo - nie interesowała nas wtedy najbardziej. W każdym oknie wystawowym, aż roiło się od pięknych ubrań. Wszystko począwszy od całych zestawów wieczorowych, pojedynczych sukienek i bluzek, aż po torebki i buty, było piękne, ale też bardzo drogie. Jednak sam widok przyprawiał nas o zachwyt. Bawiłyśmy się wspaniale. Właśnie rozmawiałyśmy z przystojnym anglikiem, kiedy usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Wbiegłam do sklepu, aby odebrać, a Kasia została, zagadując chłopaka.
- Halo! Mamo, nie mogę teraz rozmawiać… - powiedziałam i zdziwiona usłyszałam nieznany męski głos.
- Polu, twoi rodzice, oni… - dał się słyszeć cichy, spokojny, męski głos
- Co z nimi, kim ty w ogóle… skąd znasz moje imię ?? Halo ?!? Halo?!? - przerwałam nieznajomemu, trzęsącym się głosem - Cholerny telefon!!! Znowu się rozładował. W takim momencie! Ale zaraz, rodzice, oni co? - Musiałam usiąść - Co im się mogło stać?? 
- Mogę jakoś pomóc ?- powiedziała sprzedawczyni widząca mnie siedzącą na krześle, bliską płaczu
- Nie, dziękuję.
- Na pewno ?
- Tak, na pewno. Wszystko w porządku. Po prostu źle się poczułam.

Przyjaciółka widząc co się dzieje, przeprosiła chłopaka i weszła do środka.
- Co się stało Pola? - spytała
- Musze wracać do Polski. – odpowiedziałam trzęsąc się
- Co?!? Dlaczego?!? Dopiero co przyjechaliśmy. Przecież mamy jeszcze tyle do zwiedzenia. Miałyśmy się wymknąć na koncert, przecież wiesz. – odparła oburzona
- Nie rozumiesz.
- Co znowu?? Twoim starym coś nie pasuje ?
- Nie nazywaj ich tak !!! – krzyknęłam wściekła – Przepraszam…
- No dobra nie krzycz. Co się stało??
- Miałam telefon, ktoś dzwonił i powiedział, że moi rodzice, że oni…
- Że twoi rodzice co??? – spytała zaciekawiona
- No właśnie nie wiem. Telefon mi się rozładował.– odparłam, sama się sobie dziwiąc
- Ktoś po prostu jaja sobie z ciebie robi, a ty w to wierzysz. Przecież są dorośli, co im się mogło stać? Masz, zadzwoń do nich.- powiedziała podając mi swój telefon.
- Dzięki.
Chwyciłam za telefon i od razu wykręciłam numer mamy. Dzwoniłam kilka razy. Nikt nie odbierał, a w domu odzywała się tylko sekretarka. Byłam roztrzęsiona, ale w końcu za namową Kaśki poszłam na koncert, który miał być główną atrakcją i przyczyną naszego wyjazdu. Wymknęłyśmy się niezauważone z hotelu i pojechałyśmy taksówką. Bilety zarezerwowane były od kilku tygodni. Przepchałyśmy się pod samą scenę. Chociaż chłopaki naprawdę dawali czadu, nie bawiłam się za dobrze. Za to Kaśka była wniebowzięta. Skakała jak oszalała i krzyczała ze wszystkich sił. Starałam się uśmiechać i zapomnieć o telefonie, ale nie mogłam. Myśl, że coś mogło naprawdę im się stać, nie dawała mi spokoju. Nagle w głośnikach zabrzmiało pytanie:
- Jak się bawicie?!?!
- wooooooooaaaaaaaaahhhhhhhhh !!!!!!!!! - Dały się słyszeć pełna entuzjazmu reakcja widowni.
I wtedy stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Światła nagle zgasły. Ogromny huk, jakby zawalił się kilku piętrowy wieżowiec, objął cały teren. Przerażający blask i powiew silnego wiatru, oślepił i zadziwił wszystkich. Zauważyłam, że światła na całej przyległej ulicy też zgasły. Wszyscy umilkli. Co się mogło stać?  Poczułam wszechogarniający chłód. Popatrzyłam w stronę księżyca, który bił silnym, niebieskim blaskiem. Czułam się strasznie samotna, mimo tego, że wokół mnie było tylu ludzi. Obejrzałam się dookoła. Nikogo wokół mnie nie było. Byłam sama wśród ciemności, którą rozpraszał jedynie blask, niebieskiego księżyca. Popatrzyłam przed siebie i zauważyłam wyłaniającą się z ciemności postać. Unosiła się nad ziemią, mknąc z zawrotną prędkością prosto w moją stronę. Nie mogłam się ruszyć. Była tuż obok mnie, gdy nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. Zimny uchwyt, którego nie zapomnę do końca życia. I ten wyraz twarzy. Ten szyderczy i złowrogi uśmiech. Jego usta otwierały się coraz szerzej i dawał się słyszeć cichy śmiech, który mnie paraliżował. Śmiech cichł powoli, a czarny stwór, koncentrował na mnie swoje żółte oczy, które jako jedyne, były widoczne zza kaptura. Zbliżał się do mnie, dotknął ręką twarzy i wtedy nagle usłyszałam, cichy, dobiegający jakby z bardzo daleka znajomy głos:
- Pola !?! - Nie dowierzając, przetarłam oczy i ku mojemu zdziwieniu księżyc, który był niebieski, znów przybrał swój normalny kolor. W jednej chwili wiatr ustał, a światła znowu się zapaliły. Muzyka grała w najlepsze. Wszyscy bawili się jak kilka minut temu. Nikt nie zauważył tego co się stało.
- Pola co z Tobą ? - powiedziała Kasia patrząc na mnie
- Nie nic. - odpowiedziałam na odczepne
- Jak nic. Stałaś tutaj koło mnie i jakby odpłynęłaś. Patrzyłaś na wprost z przerażoną miną. Drżałaś ze strachu, a na skórze miałaś ciarki. Jak nic się nie stało ?
- Po prostu źle się czuję i tyle. - powiedziałam nie chcąc denerwować przyjaciółki.
Na szczęście tą niezręczną sytuację i te wszystkie pytania Kasi, chłopcy, jakby na moją prośbę, przerwali naszym ulubionym kawałkiem. Kasia popatrzyła na mnie, ale wiedząc, że nic ze mnie wyciągnie dała sobie spokój i wpadła w wir zabawy. Mimo tego, że kochałam tą piosenkę, teraz nie miałam już ochoty na zabawę. W końcu nie mogąc wytrzymać wśród wrzeszczącego tłumu, stwierdziłam, ze muszę iść do ubikacji. Jakoś przecisnęłam się przez tłum fanów i powoli podążałam do przodu, szukając jakiejś toalety. Nigdzie niczego nie było. W końcu od jakiejś dziewczyny dowiedziała się, że toalety są gdzieś obok budynku, na który wskazywała palcem. Tam nie było już tylu ludzi, było coraz ciszej i coraz bardziej ponuro. Idąc drogą, zauważyłam coś dziwnego. Ze sklepu, który znajdował się po drugiej stronie drogi, a obok którego rzekomo miała znajdować się toaleta, wybiegł mężczyzna z torebką. Przeszłam na drugą stronę ulicy i przez okno, zauważyłam kobietę, która stojąc za kasą, strasznie płakała. Chciałam wejść do środka i pomóc kobiecie, ale nagle w tym samym momencie usłyszałam dziwny dźwięk, wydobywający się z zaułka obok sklepu. Z ciekawości powoli przesunęłam się o parę kroków do tyłu. Spojrzałam i aż pobladłam ze strachu. Co teraz zrobić? On tam jest, ale to nie możliwe, to tylko przewidzenie. Przecież to mi się tylko kiedyś śniło, on mi się tylko wydawał, miałam halucynację i tyle, coś takiego nie istnieje. Istoty, kuszące ludzi… Bzdura. Nie to musi być jakiś człowiek, lepiej stąd pójdę. Ledwo zdążyłam to pomyśleć i zrobić jeden malutki krok do tyłu, gdy nagle jego spojrzenie utkwiło we mnie. Te same żółte oczy, które widziałam kilka minut temu. Poczułam, że jego wzrok przeszywa mnie całą. Zimny pot oblał moje czoło, a nogi stały się jak z waty. Nie wiedziałam co robić, biec, czy stać w miejscu. W końcu emocje wzięły górę. Odwróciłam się energicznie i zaczęłam biec ile sił w nogach. Usłyszałam tylko szelest, wydobywający się z ciemnego zaułka. Zdążyłam odwrócić głowę do tyłu i nagle. Nagle znalazłam się pośrodku tłumu tańczący, obok Kaśki.
- Gdzie byłaś ? – spytała
- Patrzyłam na nią przez chwile, nie wiedziałam co powiedzieć, ani co myśleć, aż w końcu ze zdziwioną miną powiedziałam – Byłam… byłam tutaj.
- Yhmmm. Nie miałaś przypadkiem iść do ubikacji??
- Jakoś mi się odechciało. – odparłam - Jadę do domu.
- Poczekaj, za chwile skończą grać i obydwie pojedziemy do hotelu.
- Ale ty mnie nie zrozumiałaś, ja nie jadę do hotelu, ja jadę do domu…
- A ty znowu zaczynasz??? Wszystko ci nie pasuje, nie umiesz się normalnie bawić???
- Ale ty nie rozumiesz, ja, ja dłużej tego nie wytrzymam. Nie wiem, co się dzieje, ale dłużej tego już nie wytrzymam.
- Rozwydrzona małolata!!! Czy cały świat musi się zawsze kręcić wokół ciebie?? Najukochańsza córeczka tatusia i mamusi!!! Masz wszystko czego chcesz, wszyscy chodzą wokół ciebie, jakbyś była niewiadomo kim!!! I teraz co, mam poświęcać najlepszą i zapewne jedyną w swoim życiu wycieczkę dla twojego widzimisię ??
- Rób co chcesz. – powiedziałam zrozpaczona. Przebijałam się pomiędzy ludźmi, a z oczu zaczęły płynąć mi łzy. Zaraz oszaleje. O co w tym wszystkim chodzi? Najpierw te sny, potem telefon, teraz te całe halucynację i jeszcze kłótnia z najlepszą przyjaciółką.
Wyjęłam z kieszeni telefon. Zauważyłam nieodebrane połączenie od babci. Próbowałam zadzwonić, ale na próżno. Rodzice też nadal nie odbierali. Teraz wiedziałam, że na pewno muszę wrócić. Nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię… To tylko Kasia.
- Przepraszam. Wiesz, że nie chciałam…
- Wiem
- Co się stało? – spytała, widząc spływającą po policzku łzę
- Nic. Jestem zmęczona. Wracajmy już do hotelu.
Tym razem przyjaciółka nie protestowała. Zamówiłyśmy taksówkę i pojechałyśmy do hotelu. Wszyscy już spali. Nauczycielki najwidoczniej nie zauważyły nawet, że wymknęłyśmy się na koncert. Poszłyśmy spać.
Następnego dnia okazało się jednak, że nie było tak dobrze jak nam się wydawało. Nauczycielki zauważyły nasze zniknięcie, a nawet wezwały policje, aby nas szukać. Rodzice Kasi zostali powiadomieni. Do moich nie mogli się dodzwonić. Nie przejmowałam się tym, że rodzice mogą dowiedzieć się co zrobiłam, nie myślałam, czy wyrzucą, czy nie wyrzucą mnie za to ze szkoły. Myślałam tylko o tym dziwnym zdarzeniu i telefonie. Czy miały coś ze sobą wspólnego. Nie musiałam już błagać nauczycielek, bym mogła wrócić do Polski. Obie z Kaśka, miałyśmy wrócić najbliższym samolotem. Z jednej strony cieszyłam się, że Kaśka wróci ze mną, że wreszcie będę mogła rozwiać swoje wątpliwości co do telefonu, ale z drugiej strony bałam się i żal mi było Kaśki, która tak cieszyła się z tego wyjazdu.
Spakowałyśmy ubrania, Kasia płakała. Bała się, że wyrzucą nas ze szkoły, że wyrzucą nas przez nią, bo uparła się iść na ten koncert, ale najbardziej bała się reakcji mamy. Pocieszałam ją, próbowałam znaleźć jakieś argumenty, ale wszystko na nic. Sama byłam przerażona jeszcze bardziej niż ona.
W końcu odwieźli nas na lotnisko. Oczywiście, jakby wszystkiego było mało, musiałyśmy stać w korku. Samolot miał wylatywać za pięć minut, więc szybko wyjęłyśmy bagaże z taksówki i pobiegłyśmy, żeby zdążyć. Biegnąc przez terminal, mignęła mi przed oczami postać, którą widziałam w zaułku. Stanęłam i wróciłam o parę kroków do tyłu. Nie było już nikogo. Widocznie mi się zdawało - pomyślałam. W ostatniej chwili wsiadłyśmy do samolotu. Wystartowaliśmy. Trzęsłam się ze strachu, a serce biło mi jak młot.
- Ty też to czujesz? – spytała Kasia
- Ale co?
- No strach. Bo ja strasznie się boję.
- Mówiłam ci, może nie będzie tak źle. – powiedziałam, sama nie wierząc za bardzo w to co mówię.
- Oby.
Oczywiście przez to wszystko nie zdążyłam pójść do ubikacji przed odlotem.
- Musze skorzystać z toalety. - powiedziałam
- Idź.
Ubikacje w samolocie są strasznie małe – pomyślałam – Po co tyle piłam przed wylotem. Ledwo zdążyłam to pomyśleć, gdy nagle samolot zaczął się dziwnie trząść. Poczułam, że dzieje się coś niedobrego, lecz stewardessa uspokajała mówiąc, że to tylko chwilowe turbulencje. Nagle usłyszałam dziwny trzask i ten sam chłód, który czułam poprzedniej nocy. Zaczęliśmy spadać. W całym wrzasku i panice, zauważyłam, że obok kabiny pilota przechodzi stwór którego widziałam jako dziecko w snach i byłej nocy, obok sklepu i na koncercie. Zauważyłam tylko znajomy uśmiech na odsłoniętej przez ciemny materiał twarzy. Nie zastanawiając się, zaczęłam biec w stronę potwora. Potknęłam się i uderzyłam o podłogę, podniosłam głowę, ale już go tam nie było. Nie mogłam wstać. Słyszałam tylko głos Kasi:
- POOOOOLLLLLLLLAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!
Czułam, że spadamy z coraz większą prędkością. Nic nie mogłam na to poradzić. Prawie omdlała, poczułam czyjś dotyk. Zobaczyłam niewyraźnie postać chłopaka. Nie widziałam twarzy. Objął mnie i nagle znalazłam się na szpitalnym łóżku.
Otworzyłam oczy, światło strasznie mnie raziło. Usłyszałam tylko głos lekarzy:
- To cud…
Usta miałam wyschnięte, jakbym nie piła nic przez parę dni. Resztką sił powiedziałam:
- Wody…
- Dajcie jej wody, szybko – powiedział jeden z lekarzy – nic nie mów, odpocznij.
Ja jednak nie mogłam wytrzymać i zebrawszy w sobie całą siłę, spytałam:
- Co się stało? Gdzie ja jestem? Gdzie Kasia? Gdzie on jest?
- Polu, masz wielkie szczęście, że przeżyłaś. Spałaś kilka dnia, ale poza tym, prawie nic ci się nie stało, tylko te maleńkie zadrapania. Ale reszta… Bardzo mi przykro.- zobaczyłam ponurą minę na twarzy wszystkich lekarzy.
Nie musiał kończyć, sama domyśliłam się finału. Z oczu puściły mi się łzy, zaczęłam krzyczeć i rzucać się po łóżku.
- Proszę jej szybko podać coś na uspokojenie – usłyszałam głos doktora – jest w szoku.
Wstrzyknęli mi coś i za chwile zasnęłam.
Obudziłam się po południu. Byłam już w dużo lepszym stanie. Trochę bolała mnie noga, ale nic poza tym. Pytałam wszystkich, ale nikt nie słyszał nic o żadnym chłopaku, który mnie uratował. Nie było nikogo takiego w samolocie. Kasia. Co się z nią stało? To wszystko przeze mnie, to ja namówiłam ją, żeby ze mną jechała. Gdybym nie zapłaciła jej za tą głupią wycieczkę, teraz by żyła. Po co w ogóle to wymyśliłam, co mnie podkusiło. Czemu zsyłam na wszystkich, których kocham, same nieszczęścia?? Ten chłopak. Skąd się wziął?? Dlaczego akurat mnie uratował?? Dlaczego akurat mi się to musiało przytrafić. Może to tylko zły sen z którego zaraz się obudzę. Gdzie są rodzice ? Czemu nikt ich nie wezwał ?
Niestety nie był to sen. Minął kolejny dzień. W końcu wypisali mnie ze szpitala. Nikt na mnie nie czekał. Rodzice nie odwiedzili mnie w szpitalu. Lekarze powiedzieli, że nie miałam żadnych dokumentów, więc może to dlatego, że nie wiedzą, ze w ogóle wróciłam. Ale nauczyciele na pewno wiedzą, że samolot się rozbił, więc dzwonili by do nich. Gdzie oni są? Może wyjechali do dziadków i nikt nie mógł się z nimi skontaktować.

Pojechałam sama do domu. Zadzwoniłam do drzwi, nikt nie raczył mi otworzyć. Wyjęłam klucz spod kwiatka i otworzyłam sobie sama. Zaczęłam krzyczeć od samego progu.
- Mamooo, tatooo, jestem w domu…- przerwałam - Co tu się…- serce podeszło mi do gardła. Ubrania leżały porozrzucane po całym korytarzu. Drzwi, do kuchni były wyłamane. Drżąc ze strachu, powoli przesuwałam się w stronę salonu. Nasze wspólne zdjęcie leżało rozbite obok drzwi, ale to co zobaczyłam zaraz było najgorsze… Na środku salonu w ogromnej kałuży krwi, leżeli wszyscy, jeden, obok drugiego. Nogi ugięły się pode mną. Podeszłam bliżej. Schyliłam się. Chwyciłam mamę za rękę.
- Obudź się… No obudź się !!!! – zaczęłam krzyczeć. Z oczu polały mi się łzy. Schylona nad ciałem mamy, taty i siostry, płakałam. Co oni zrobili temu światu. Czemu on mi nie powiedział, że oni… To na pewno on to zrobił. Nie mogłam w ogóle myśleć. Płakałam nad ciałami swojej rodziny. Wszystko straciło dla mnie sen. Każdy, kogo kochałam po prostu odszedł.
- Dlaczego ? Dlaczego odeszliście bez pożegnania ? Kto wam pozwolił ? - krzyczałam płacząc i przytulając do siebie ciała swoich bliskich. Nie mogę określić normalnymi słowami tego, co wtedy czułem. Nagle w drzwiach zadzwonił dzwonek. Ocierając potok łez, podeszłam do drzwi i otworzyłam. Usłyszałam zdenerwowany głos sąsiada:
- Co tu się dzieje?!?! – spytał i patrząc za mnie, wrzasnął – Jasna cholera, co tu się stało ??
- Oni, oni proszę Pana, oni… - ryknęłam płaczem
- Co wy tu robicie ? – spytała żona sąsiada, która przyszła tutaj za nim
- Patrz… - powiedział sąsiad, wchodząc w głąb domu
Gdy sąsiadka zobaczyła ciała, rozpłakała się. Jej córka wchodząc za mamą i widząc ciała, zemdlała. Nikt nie zauważył ich zniknięcia, żadnych kłótni, wszyscy myśleli, że gdzieś wyjechali. Lubiliśmy się razem z panią Ciechowską. Mama chodziła kiedyś z nią do szkoły, a teraz pracowały razem w przechodni. Objęła mnie. Płakałyśmy obie. Sąsiad zadzwonił po pogotowie, ale nikogo nie dało się już uratować. Policja zajęła dom i kazała mi udać się do dziadków na wieś do zakończenia śledztwa, później okaże się, co ze mną zrobią. Plotki szybko rozeszły się po mieście. Wszyscy myśleli, że mam coś z tym wspólnego. Najpierw katastrofa samolotu, a potem to. Koledzy, zaczęli traktować mnie jak trędowatą. Wszyscy bali się mnie. Przynosiłam w końcu same nieszczęścia. Szeptali za moimi plecami. Na szczęście za tydzień nadeszły wakacje.
Płakałam wiele dni. Nie mogłam spać, ani jeść. Przez cały czas, gdziekolwiek szłam, lub jechałam, zdawało mi się, że ktoś mnie śledzi. Może ten ktoś zabił moich rodziców i młodszą siostrę przez przypadek, bo chciał dopaść mnie. A może to nie przypadek. Co ja zrobiłam całemu światu, że nagle się ode mnie odwrócił?
Pamiętam jak rodzice przytulali mnie jak byłam mała, gdy było mi smutno. Teraz nikt mnie nie przytuli. Nie mam przyjaciółki, nie mam nikogo. Lepiej gdybym w ogóle się nie urodziła. I wtedy przypomniałam sobie sen o który opowiadała mi Kasia. To co zdarzyło się w samolocie, to… to wszystko to samo, co przyśniło się Kasi. Ta czarna postać z samolotu, ze snów, kto to?? Czemu mnie gonił, czemu mi się w ogóle śnił? Co ode mnie chciał? Ten chłopak. Uratował mi życie, ale czemu. Dlaczego pomógł mi, a nie moi rodzicom i siostrze?? Uratował mnie. Dlaczego nie uratował też Kasi? Mógł mnie zostawić. Świat zadawał mi więcej pytań, niż dawał odpowiedzi. Wolałabym teraz nie żyć, niż żyć sama.
Babcia z dziadkiem starali się mnie pocieszyć. Jednak sama widziałam jak płaczą, myśląc, ze śpię na górze w starym pokoju mamy. Przyjechał i mój brat. Był w nie lepszym stanie niż ja. Wspominaliśmy wspólnie mamę, tatę i Zuzie, której było nam żal najbardziej.
- Ile ona przeżyła? Dlaczego nie wzięłam jej wtedy ze sobą, albo nie zostałam.
- Nie obwiniaj się. – Przytulił mnie do siebie. Płakaliśmy razem.
- Pamiętam jak zawsze przychodziła do mnie rano i kładła się obok, mówiąc, że zimno jej w nogi i mówiła żebym ją przytuliła. Jak słodko się śmiała, jak… - rozpłakałam się kolejny raz – Nigdy nie wybaczę tego temu, kto to zrobił.
Siedzieliśmy jeszcze długo i wspominaliśmy. Najsmutniejszy wieczór w moim życiu. Zapowiadało się, że będzie takich więcej. Po kolacji, wszyscy poszli spać, a ja wymknęłam się do ogrodu, żeby pohuśtać się na starej skrzypiącej huśtawce mamy. Księżyc świecił tej nocy jakby jaśniej, a gwiazd było więcej niż zwykle. Czułam, że łzy coraz bardziej cisną mi się do oczu. Powiew delikatnego wiatru, przyprawił mnie o dreszcz. Poczułam, strach, a potem gniew i w końcu rozpacz. Przypomniałam sobie wspólne chwile spędzone z nimi wszystkimi. Miałam wszystko, czego zapragnęłam, teraz nie mam nic. Nie mam nic i nikogo. Jestem sama w wielkim, przerażającym świecie, który wydaje się beztroski tylko w bajkach.
Przypomniałam sobie swoją młodszą siostrzyczkę, która zawsze, gdy było mi smutno, podchodziła i przytulała się do mnie, mówiąc, żebym nie płakała, bo jej też robi się smutno. Teraz nie mam nawet jej, a tak bardzo potrzebuje jej uścisku pełnego miłości. Co ona zawiniła?? – poczułam spływające po policzku łzy, a po chwili wybuchłam rzewnym płaczem. Całe życie stanęło mi przed oczami. Każde wspomnienie było jakby kołek wbity w serce.
Myślałam długo, nie wiedziałam co robić. Stary kot babci podszedł do mnie i wyskoczył mi na kolana. Nie lubię kotów, ale został mi tylko on – pomyślałam i przytuliłam mruczącego przyjaźnie futrzaka. Może i nie jestem sama, mam jeszcze brata i dziadków, ale gdyby jeszcze im się coś stało, nie przeżyła bym tego. Musze ich chronić przed tym czymś, nie wiem jak, ale muszę. Zemszczę się na tym stworze, czymkolwiek jest. Przysięgam to sobie. Jeśli trzeba będzie poświecę swoje życie.