Siemka.
Dzięki za czytanie i komentowanie ;)
Każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Wczoraj po przeczytaniu komentarza Edki poczułem się no tak... Dziękuję ;* Candice dziękuję za każdy Twój piękny komentarz pod każdym rozdziałem.
Następny rozdział, teraz już na pewno za 5 komentarzy.
Następnego dnia, gdy tylko otworzyłam oczy, przywitało mnie jego spojrzenie. Siedział obok mojego łóżka i patrzył na mnie. Mimowolnie odwzajemniłam jego czuły uśmiech.
- Która godzina ? - spytałam przecierając rozespane oczy
- Po 12... - odpowiedział
- Tak późno ? - powiedziałam podnosząc głowę do góry
- Leż nie wstawaj... Jesteś zmęczona, musisz jeszcze odpoczywać. - ochrzanił mnie, gdy próbowałam usiąść
- Czemu nikt mnie nie obudził ?? Z tego co pamiętam z ostatniej wizyty w szpitalu, to zawsze rano było mierzenie temperatury, jakieś badania.... - powiedziałam kładąc głowę z powrotem na poduszkę
- Ty jesteś wyjątkowa - uśmiechnął się - Nikt Cie nie budził, bo musisz odpoczywać.
- Ale ja nie muszę odpoczywać , czuje się świetnie... - powiedziałam poirytowana - Czemu mnie nie obudziłeś ? - dorzuciłam z wielkim wyrzutem
- Tak ładnie spałaś... - uśmiechnął się promieniście - Jeżeli nie chcesz mojego towarzystwa, to po prostu powiedz - powiedział ściskając kąciki ust
- Nie, przecież wiesz że nie o to mi chodziło...
Patrzył na mnie i bawiąc się rękami miał zamiar coś powiedzieć, gdy drzwi otworzyły się i stanęła w nich znana mi pielęgniarka.
- Nasza Śpiąca Królewna się obudziła - posłała w mogą stronę uśmiech i podeszła do łóżka z tacą pełną tabletek - Proszę - podała mi jeden z kieliszków i wręczyła kubek wody - No to ja już Wam dłużej nie przeszkadzam - pożegnała nas kolejnym uśmieszkiem i zamknęła za sobą drzwi.
Czułam się trochę niezręcznie. Popatrzyłam w stronę okna. Słońce świeciło bardzo jasno.
- Wiosna... - powiedział Wojtek spoglądając na mnie. Podszedł do okna i otworzył je. Do środka wleciało świeże powietrze. Zamknęłam oczy. Cieszyłam się ciepłymi promieniami, które ogrzewały mi twarz. I to cudowne powietrze. Chłodne i rześkie. Od razu poczułam różnicę.
- Dziękuję - powiedziałam do chłopaka, który patrzył przez okno.
Odpowiedział mi łagodnym uśmiechem. Odetchnął głęboko i znów zwrócił się w moją stronę z szyderczym uśmieszkiem. Znałam tą minę.
- Co wymyśliłeś ?
Zagryzł wargę i spojrzał na moje łóżko.
- Idziemy...
- Gdzie ? - spytałam z zaciekawieniem
- Ubieraj się i idziemy.
- No, ale gdzie ? - spytałam kolejny raz
- Zobaczysz... - powiedział wybiegając z sali
- Ale jak ?!? - wykrzyknęłam za nim - Mam się sama ubrać... - powiedziałam szeptem sama do siebie.
Próbowałam jakoś dostać się do szafki, ale jak ? Przecież nie mogę chodzić. Nie mogę ruszyć tymi cholernymi nogami. Miałam tak wiele, a tego nie doceniałam. Miałam rodzinę, przyjaciół, mogłam chodzić... A teraz ? Tracę wszystko. Jestem tak słaba, że ledwo podnoszę swoją głowę. Próbowałam kilka razy, ale na nic. I wtedy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę !
Do sali wjechał mój nowy środek transportu, kierowany przez Wojtka. Zdałam sobie sprawę, że będzie mi towarzyszył przez kilka najbliższych lat.
- No to idziemy - powiedział chłopak parkując wózek niedaleko łóżka - Doktorzy powiedzieli, że są zdziwieni tym jak twój organizm szybko się regeneruje... Możemy iść na spacer, ale musisz się ciepło ubrać - popatrzył na mnie siedząca na łóżku - Ale ja jestem głupi ! -powiedział patrząc na moje nogi - Kazałem ci się ubrać, ale ty przecież, nie chodzisz... Zaraz pomogę ci się ubrać - rozejrzał się wokół, podszedł do mojej szafki i zaczął szukać torby z ubraniami.
- Wojtek zaczekaj... Nie musisz tego robić. Nie musisz tutaj ze mną siedzieć. Nie jesteś mi nic winien, zrozum. - poczułam się trochę winna patrząc na chłopaka, który wciąż stara mi się coś wynagrodzić
- Ale ja chcę ! - powiedział zwracając się w moja stronę
- Ale... - próbowałam jeszcze jakoś zaprotestować, ale widząc smutna minę chłopaka i to jak strasznie się stara nie mogłam się dłużej opierać - No dobra... - jego kocie oczy pomogły
Chłopak przyniósł mi torbę z ubraniami.
- Chyba szlafrok, kurtka, ciepłe skarpetki i buty wystarczą - powiedziałam na co chłopak przytaknął.
Dziwne uczucie, gdy sama nie możesz podciągnąć własnych nóg by założyć skarpetki, czy wstać i wcisnąć na nogi swoje buty. Ubranie szlafroka, a nawet samo siadanie stało się dla mnie nie małą trudnością. Wszystkiego musiałam się uczyć na nowo. A więc pierwsza lekcję czas zacząć. Leżałam prawie pół roku bez ruchu. Nie lada wyzwaniem było dla mnie podniesienie szklanki i nie upuszczenie jej. Na szczęście mam Wojtka, który okazał się być wspaniałym pomocnikiem. Pomógł mi się ubrać i przeniósł na wózek. Pojechaliśmy. Czułam się taka szczęśliwa, mimo tego, że tak strasznie słaba. Wjechaliśmy do windy i zjechaliśmy na dół.
- Trzy, cztery !!! - Wystartowaliśmy. Wojtek wybiegł ze mną z windy jak szalony. Udając dźwięk wyścigówki biegł ze mną przez korytarz szpitala. Śmiałam się jak szalona. Dawno tak dobrze się nie bawiłam. On jest szalony. Wszystko ucichło niedaleko drzwi. Chłopak nagle stanął, a jego uśmiechnięta twarz, przybrała poważny wyraz. Założył kaptur, zasunął kurtkę i zaczął powoli iść w stronę wyjścia. Ostrożnie otworzył drzwi i takim samym wzrokiem jak wcześniej przez okno, zmierzył całą okolicę. Odetchnął z ulgą i wrócił po mnie. Wyjechaliśmy za drzwi. Było mi trochę zimno w nogi, ale słońce swoimi ciepłymi promieniami, starało się je ogrzać.
- Gdzie idziemy ? - spytałam wiozącego mnie nie wiadomo gdzie chłopaka
- Zobaczysz - powiedział odkrywając swoje białe ząbki
- Ej nie bądź taki, powiedz... - nie dawałam za wygraną. W końcu byłam strasznie ciekawska.
- Nie powiem, to niespodzi... - przerwał w połowie zdania
- Co jest ? - spytałam i zobaczyłam, że Wojtek odwraca zakapturzoną głowę w drugą stronę. Wyszczerzyłam swoje wielkie oczy. Co mu się dzieje ? I wtedy zobaczyłam zbliżającą się grupkę dziewczyn, które zmierzyły mnie wzrokiem i przeszły dalej. Głowa Wojtka automatycznie wróciła na swoje miejsce.
- To ma być niespodzianka... - dopowiedział teraz, ale jakby bardziej obojętnie.
Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć, ale strasznie dziwnie się zachowywał. Czułam narastającą ciekawość i niepokój. Gdzie on mnie wiezie ? Może nie chcę mi nic zrobić ? To nie jest ten sam Wojtek, którego znałam. Owszem minęło kilka lat, ale ludzie chyba aż tak się nie zmieniają. Podobno liczy się pierwsze wrażenie. Świetnie mi się z nim rozmawiało, a teraz ? Trochę to sztuczne. I te kwiaty. Bardzo mi się podobają i w ogóle. Miły gest. Jak je zobaczyłam do oczu garnęły mi się łzy, ktoś jednak o mnie pamiętał. Pierwszy widok na tym świecie. Ale skąd on wziął na to pieniądze ? Z tego co wiem, to jego ciocia nie jest zbyt bogata. A on ? Przecież jest nastolatkiem, chodzi do szkoły. Skąd wziął tyle pieniędzy ? Te bukiety wyglądały na bardzo drogie.
- Jesteśmy - przerwał mi w końcu chłopak, uśmiechając się i parkując wózek obok ławki, która znajdowała się niedaleko stawu. To miejsce wydawało mi się takie piękne, wręcz magiczne. Byliśmy w środku parku, a co za tym idzie dookoła było pełno, kwitnących drzew. Przed nami, niewielki staw i zanurzone w nim gałęzie wierzby. Wokół pełno pięknych krzewów i ozdobnych drzewek. Powierzchnia stawu pokryta liliami i pałkami. Od brzegu biegł mostek, którym można było dostać się na wysepkę na środku stawu. Tam zaś stała piękna, stara fontanna. Wszystko wyglądało tak pięknie. Kwitnące, pachnące drzewa, budząca się przyroda. Wokół czuć było zapach wiosny, a tej pięknej grze wiosennych kolorów, towarzyszył śpiew ptaków. Wokół ani jednej żywej duszy. Tylko ja i Wojtek.
- Ale tu pięknie... - wydukałam w końcu z siebie, a chłopak odpowiedział mi tylko ciepłym uśmiechem i pojechał dalej. Przejechaliśmy przez mostek i zatrzymaliśmy się obok fontanny. Wojtek usiadł na jej zdobionym murku i patrzył wzdychając na wodę. Nie mogłam wytrzymać. Wszystkie myśli kumulowały się w mojej głowie. Bałam się spytać. Coś go gryzie. Jest jakiś dziwny.
- Wojtek muszę cię o coś spytać. - wyrzuciłam w końcu z siebie.